czwartek, listopada 13

Rozdział 25

~*~
Stoję przy fotelu trzymając Mercy za rękę.
- Chcecie państwo poznać płeć?
- NIall?
Uśmiecham się szeroko i kiwam głową.
- Będzie synek.
- ANnie będzie nie pocieszona
- To się postarasz potem o córkę.
Lekarka pokazuje nam naszego synka na ekranie.
Nie mogę się już po prostu doczekać.
- Oczywiście, że się postaram.
postaram
Dziewczyna poprawia swoją bluzkę opuszczając ją na brzuszek. Podciąga trochę legginsy i zeskakuje z fotela. Umawiamy się na kolejną wizytę i wychodzimy.
- Teraz już wiem jakie mam kupować meble.
- Mamy - grozi mi palcem. - Nie chcę mi się jutro do szkoły.
- Ja ci nie każę.
- Ale tatuś tak. Albo zamieszkam z nim.
- Znam na to rozwiązanie.
- Uczenie się w domu.
- Właśnie.
- Ale to drogie jest.
- Ale przestań marudzić.
- Nie marudzę - tupie nogą.
- No to się zgódź.
Wywraca oczami. Jakie ma wyjście? Albo chodzić do szkoły, gdzie będą wszystko komentować, ale zostać w domu.
Zadowolony całuję ją w usta.
- Możemy iść na zakupy? Trochę mam za małe te ubrania – wtrąca.
- Oczywiście. Miałem zamiar cię wyciągnąć.
Uśmiecha się. Idziemy do auta. Jedziemy prosto do galerii.
Chodzimy po sklepach i kupujemy ubrania. Jak zwykle jest zła bo ja płacę.
- Dlaczego ja nie mogę? - pyta.
- Bo męska duma mi na to nie pozwala – odpowiadam.
- Oczywiście – mamrocze pod nosem.
- No więc ja płacę.
Wywraca oczami i kręci głową. Już nic nie mówimy. Jedziemy po Nathana do Louisa i wracamy do domu.
Biorę synka na ręce i podrzucam do góry. Ten się śmieje do mnie. Jest za słodki. Spędzamy cały dzień razem.
~*~
Budzi mnie Mercedes. Stoi z telefonem w ręku.
- Twoja córka rodzi.
- Co?  Harry jest z nią, prawda? – siadam gwałtownie.
- To on dzwoni, więc tak.
- Dobra, jedziemy do szpitala.- Wstaję z łóżka i zaczynam się ubierać.
Mercy jest gotowa. Bierzemy naszego synka i jedziemy do szpitala. Jestem zdenerwowany. No pierwszy raz dziadkiem zostanę.
Siedzimy na korytarzu. Po paru godzinach wychodzi Harry.
 - Mam córkę.
- Gratuluję - uśmiecham się do przyjaciela.
- Zostałem wyklnięty. Niezłe słówka zna twoja córka

- Bolało ją to klęła. Niezłe szramy na ręce – zauważam.
- Przeżyję – macha prawą ręką.
- Jak ją nazwiecie?
- Jeszcze nie wiem. Może Melani. Muszę ją przekonać.
Wstajemy i idziemy zobaczyć moją wnuczkę. Annie trzyma ją na rękach.
Uśmiecha się chociaż jest zmęczona.
Całuję córkę w czoło.
- Gratulacje. Śliczna księżniczka – mówi z podziwem.
- Taka nasza. – uśmiecha się.
- No wasza, wasza.
- Niall bo moja mama też rodzi - Mercy chowa telefon.
- Normalnie co was dzisiaj wzięło na to rodzenie.
- Dobrze, że twoja żona ma jeszcze sporo czasu - mówi Harry calując rączkę małej.
- Tak.- Całuję ją w policzek.
Uśmiecha się. Zostawia nas i idzie do mamy.
- To jak ją nazwiecie
- Mel.
- Ślicznie.
- No wiemy - śmieje się. Dostaję wnuczkę na ręce, bo Annie zasypia
- Dziadek będzie cię rozpieszczał, żebyś dała temu twojemu ojcu popalić.
- No wiesz. – mówi Harry patrząc na mnie.
- Od tego są dziadkowie.
- Zobaczymy. Twoi synowie będą mieć dziadka Louisa. Przejdą przez szkolenie już w wieku pięciu lat.
- Będą zdyscyplinowani.
- Oj bardzo.
- To chyba dobrze
- Wyślę córkę do Akademii Louisa i też przyjdzie zdyscyplinowana.
- no tak.
Po jakimś czasie wraca Mercedes.
- Mam siostrę.
- A nie brata?
- Brat jeszcze w drodze. Jeszcze rodzi.
- bliźniaki? – unoszę brew w zdziwiony. Louis się postaral.
- Bliźniaki.
- To ma facet szczęście
- Albo pecha, mama go zabije
- tez racja.
- Wy macie naprawdę cudowną tą córkę.
- Wiesz geny mojej Annie – mówię dumnie.
- To nasz syn też będzie cudowny - śmieje się cicho biorąc na ręce Mel.
- Oczywiście – zgadzam się z nią.
Rano są już Melanie, Patricia i młody Niall. Mercy śpi z głową na moich kolanach.
Nathan jest o tyle spokojny, że siedzi w wózku bawiąc się zabawką.
Grzeczny synek.
Louis siada obok nas. Całuje dziewczynę w czoło.
- Coś mnie podkusiło aby nazwać tak syna - uśmiecha isę,
- Tak? Super.
- Zabierz ją do domu.
- Wziąłbym ją wcześniej, ale się uparła.
- W końcu Tomlinson.
- No doczekałeś się.
- Noo. Chodź - bierze wózek z Nathanem.
Ja biorę na ręce Mercy i obaj idziemy do samochodu Jadę do domu uśmiechnięty. Mam dobry humor.
Kładę moją żonę na kanapie
Nathan rzuca we mnie misiem.
- Oh ty nie dobry
- Tata!
Patrzę na niego zaszokowany.
- Tak tata...
Uśmiecha się ukazując swoje ząbki i dołeczki. Całuje go w główkę.  Macha nóżkami wyciągając też do mnie rączki. Biorę go na ręce.
Przytula się do mnie śmiejąc. Mój mały synek.

~~~~~~~~~*~~~~~~~
Heeej. Został jeszcze epilog xx

8 komentarzy:

  1. już kończysz :( szkoda lubię to opowiadanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda ze juz prawie konec ;(
    Fajne opowiadanie od tego zaczelo sie moje upodobanie ff tego typu ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak szybko ?
    Jejuu
    Pozdrawiam i weeny
    Ciemność :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny!
    Na prawdę? Jeszcze tylko epilog?! O boziu jak to możliwe.?!
    Będzie mi smutno. Eh no szkooda ;(
    Czeekam ;*
    Buziaki :*
    A.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy zakończenie ?

    OdpowiedzUsuń