sobota, października 22

premiera 365 dni. zobaczymy się znów.

Nadszedł ten dzień, kiedy mogę pochwalić się Wam własną książką. I na pewno nie jest nieskazitelna, nie każdemu będzie odpowiadać, ale jednak jest moja. Jestem podekscytowana, widząc ją na stronach różnych księgarni. A co, jeśli będę jechać pociągiem i ktoś obok mnie własnie będzie ją czytał? Poczuję dumę.


365 Dni. Zobaczymy się znów pierwotnie było fanfiction, które przerobiłam i poprawiłam. Jest to romans z wątkiem fantastycznym, ponieważ mieszamy w to aniołów. Jeśli kogokolwiek zainteresowałam, podam linki do księgarni, w których znalazłam 365 dni. Ceny są różne.


BONITO


AROS


TANIA KSIĄŻKA


RAVELO


PAN TOMASZ


DADADA


INBOOK


CZYTAY


BOOKMASTER


ZACZYTANI.PL


moje konto na:
lubimy czytać


Mam nadzieję, że chociaż ktoś się skusi. Oczywiście czekam wtedy na szczere opinie, bo jestem ciekawa. To naprawdę fajne uczucie mieć coś swojego na półkach w księgarniach.

wtorek, marca 29

WATTPAD

Znajdziecie tam 16 ff, przeważnie z Louisem. 
365 Days będzi wydane jako książka

sobota, lipca 18

Witajcie! Serdecznie zapraszamy na opowiadanie z Louisem. Boss http://without-you-i-have-nothing.blogspot.com/
Jest całkowicie napisane, więc macie pewność, że będzie dodawane!

niedziela, listopada 30

EPilog

Do domu wpada Nathan i Christopher. Pół wakacji spędzili u dziadka.
- Tato... ja chce do wojska.
- Tak, ja też. Będziemy walczyć! - dodaje starszy.
Patrzę na obu moich chłopców. Za szybko wyrośli
Obok mnie siedzi Holly z zabawką w ręku. Smoczek jej ciągle wypada z buzi.
- Dziadek Lou zbudował nam bunkry.
- Dużo się z nami bawił.
- Ja was od dzisiaj tam nie wysyłam - mówię kręcąc głową.
- Oo już jesteście - wchodzi Mercy z butelką mleka. - Jak było u dziadka? - przytula chłopców.
- SUper. Tata powiedział, że więcej tam nie pojedziemy
- Dlaczego? - pyta mnie.
- Bo dzieci nam powariowały i chcą do wojska. Są chyba za mali na rekrutów
- Jeszcze im się odmieni - uśmiecha się i całuje obydwóch w czoło. - Będziesz sama jadła? - kładziemy Holly i dajemy butelkę, a ta sama łapie ją w rączki.
- Widzisz sama. Bo to duża dziewczynka. - Całuję zonę w policzek.- Koniecznie zróbmy sobie jeszcze jedno. Tych dwóch oddamy do wojska. Nic im nie pomoże na tą głupotę.
- Tak - śmieje się. - Dopiero córkę zrobiłeś
- Ona ma prawie rok. Miesiąc jej tylko został.
- No to mówię, że dopiero.
- Oh dobra. Chłopaki idziemy nad jezioro? Popływamy sobie.
- Dobra, ale jak coś to my chcemy brata.
- Mama się nie zgadza. Ma dość po was dwóch.- Czochram ich po włosach.
- Ja chce córkę - mówi. - Masz się starać o córkę. Będzie do pary.
- Będziesz ostatni! - Nathan popycha Chrisa i biegnie do jeziora a ten za nim.
- A my się nigdzie nie śpieszymy - Mercy pomaga Holly zjeść.
- Córkę. Jestem za córką.- Mówię i biegnę za nimi.
Zaraz cała nasza trójka jest w wodzie. Bierzemy piłkę i gramy w jeziorze. PRzychodzi Mercy z małą i siadają na leżaku śmiejąc się z nas.
Jestem tak cholernie szczęścliwy.
- Kochanie, zadzwonisz do mego zięcia. Zrobimy sobie grlia?
- Oh, dobra - uśmiecha się i sięga po telefon.
Godzinę późniaj dołącza do Nas Harry.
Chris i Nathan zabierają Melanie i bawią się w domku.
Biorę aparat  i robię wszystkim zdjęcia
- Harry ostatnio tłumaczył Mel jak się wzięła - mówi Annie do Mercy pijąc sok.
- Chłopców chyba jeszcze to nie interesuje.
- Dzięki Bogu.
- Annie - Holly wchodzi jej na kolana.
- Tak Holly.
Przytula się do niej i tak siedzi. Moje dwie córeczki.
Kocham je najbardziej na świece.
- Nathan zejdź stamtąd! - krzyczy Mercy widząc jak nasz syn chce wejść na ostatnią gałąź drzewa. Dość wysokiego drzewa.
Harry wstaje i biegnie do niego, żeby mu pomóc. Dosłownie w ostatniej chwili go ściąga.
To dziecko wejdzie wszędzie. Nawet na dach. Patrzę na niego.
- Mówiłem coś o wspinaniu się na drzewa. Jeszcze sobie coś zrobisz.
- Nic sobie nie zrobię. Ćwiczyłem u dziadka.
- Nathan to nie chodzi o wprawę. Może ci się noga ześlizgnąć i sobie coś połamiesz.
- Dobraa.
- No to piątka.- Wystawiam rękę.
Przybija piątkę i śmieje się. Przytulam go. Mój synek.
Mam całą rodzinę przy sobie. Nie mógłbym sobie wymarzyć innego życia.
Takie jest idealne.

czwartek, listopada 13

Rozdział 25

~*~
Stoję przy fotelu trzymając Mercy za rękę.
- Chcecie państwo poznać płeć?
- NIall?
Uśmiecham się szeroko i kiwam głową.
- Będzie synek.
- ANnie będzie nie pocieszona
- To się postarasz potem o córkę.
Lekarka pokazuje nam naszego synka na ekranie.
Nie mogę się już po prostu doczekać.
- Oczywiście, że się postaram.
postaram
Dziewczyna poprawia swoją bluzkę opuszczając ją na brzuszek. Podciąga trochę legginsy i zeskakuje z fotela. Umawiamy się na kolejną wizytę i wychodzimy.
- Teraz już wiem jakie mam kupować meble.
- Mamy - grozi mi palcem. - Nie chcę mi się jutro do szkoły.
- Ja ci nie każę.
- Ale tatuś tak. Albo zamieszkam z nim.
- Znam na to rozwiązanie.
- Uczenie się w domu.
- Właśnie.
- Ale to drogie jest.
- Ale przestań marudzić.
- Nie marudzę - tupie nogą.
- No to się zgódź.
Wywraca oczami. Jakie ma wyjście? Albo chodzić do szkoły, gdzie będą wszystko komentować, ale zostać w domu.
Zadowolony całuję ją w usta.
- Możemy iść na zakupy? Trochę mam za małe te ubrania – wtrąca.
- Oczywiście. Miałem zamiar cię wyciągnąć.
Uśmiecha się. Idziemy do auta. Jedziemy prosto do galerii.
Chodzimy po sklepach i kupujemy ubrania. Jak zwykle jest zła bo ja płacę.
- Dlaczego ja nie mogę? - pyta.
- Bo męska duma mi na to nie pozwala – odpowiadam.
- Oczywiście – mamrocze pod nosem.
- No więc ja płacę.
Wywraca oczami i kręci głową. Już nic nie mówimy. Jedziemy po Nathana do Louisa i wracamy do domu.
Biorę synka na ręce i podrzucam do góry. Ten się śmieje do mnie. Jest za słodki. Spędzamy cały dzień razem.
~*~
Budzi mnie Mercedes. Stoi z telefonem w ręku.
- Twoja córka rodzi.
- Co?  Harry jest z nią, prawda? – siadam gwałtownie.
- To on dzwoni, więc tak.
- Dobra, jedziemy do szpitala.- Wstaję z łóżka i zaczynam się ubierać.
Mercy jest gotowa. Bierzemy naszego synka i jedziemy do szpitala. Jestem zdenerwowany. No pierwszy raz dziadkiem zostanę.
Siedzimy na korytarzu. Po paru godzinach wychodzi Harry.
 - Mam córkę.
- Gratuluję - uśmiecham się do przyjaciela.
- Zostałem wyklnięty. Niezłe słówka zna twoja córka

- Bolało ją to klęła. Niezłe szramy na ręce – zauważam.
- Przeżyję – macha prawą ręką.
- Jak ją nazwiecie?
- Jeszcze nie wiem. Może Melani. Muszę ją przekonać.
Wstajemy i idziemy zobaczyć moją wnuczkę. Annie trzyma ją na rękach.
Uśmiecha się chociaż jest zmęczona.
Całuję córkę w czoło.
- Gratulacje. Śliczna księżniczka – mówi z podziwem.
- Taka nasza. – uśmiecha się.
- No wasza, wasza.
- Niall bo moja mama też rodzi - Mercy chowa telefon.
- Normalnie co was dzisiaj wzięło na to rodzenie.
- Dobrze, że twoja żona ma jeszcze sporo czasu - mówi Harry calując rączkę małej.
- Tak.- Całuję ją w policzek.
Uśmiecha się. Zostawia nas i idzie do mamy.
- To jak ją nazwiecie
- Mel.
- Ślicznie.
- No wiemy - śmieje się. Dostaję wnuczkę na ręce, bo Annie zasypia
- Dziadek będzie cię rozpieszczał, żebyś dała temu twojemu ojcu popalić.
- No wiesz. – mówi Harry patrząc na mnie.
- Od tego są dziadkowie.
- Zobaczymy. Twoi synowie będą mieć dziadka Louisa. Przejdą przez szkolenie już w wieku pięciu lat.
- Będą zdyscyplinowani.
- Oj bardzo.
- To chyba dobrze
- Wyślę córkę do Akademii Louisa i też przyjdzie zdyscyplinowana.
- no tak.
Po jakimś czasie wraca Mercedes.
- Mam siostrę.
- A nie brata?
- Brat jeszcze w drodze. Jeszcze rodzi.
- bliźniaki? – unoszę brew w zdziwiony. Louis się postaral.
- Bliźniaki.
- To ma facet szczęście
- Albo pecha, mama go zabije
- tez racja.
- Wy macie naprawdę cudowną tą córkę.
- Wiesz geny mojej Annie – mówię dumnie.
- To nasz syn też będzie cudowny - śmieje się cicho biorąc na ręce Mel.
- Oczywiście – zgadzam się z nią.
Rano są już Melanie, Patricia i młody Niall. Mercy śpi z głową na moich kolanach.
Nathan jest o tyle spokojny, że siedzi w wózku bawiąc się zabawką.
Grzeczny synek.
Louis siada obok nas. Całuje dziewczynę w czoło.
- Coś mnie podkusiło aby nazwać tak syna - uśmiecha isę,
- Tak? Super.
- Zabierz ją do domu.
- Wziąłbym ją wcześniej, ale się uparła.
- W końcu Tomlinson.
- No doczekałeś się.
- Noo. Chodź - bierze wózek z Nathanem.
Ja biorę na ręce Mercy i obaj idziemy do samochodu Jadę do domu uśmiechnięty. Mam dobry humor.
Kładę moją żonę na kanapie
Nathan rzuca we mnie misiem.
- Oh ty nie dobry
- Tata!
Patrzę na niego zaszokowany.
- Tak tata...
Uśmiecha się ukazując swoje ząbki i dołeczki. Całuje go w główkę.  Macha nóżkami wyciągając też do mnie rączki. Biorę go na ręce.
Przytula się do mnie śmiejąc. Mój mały synek.

~~~~~~~~~*~~~~~~~
Heeej. Został jeszcze epilog xx

niedziela, listopada 2

Rozdział 24

Wszystko dzieję się w ogrodzie naszego domu pod białymi namiotami. Wznosimy pierwszy toast. Mercedes trzyma kieliszek z wodą. Zaraz potem prowadzę moją żonę na parkiet. Delikatnie trzymam ją w ramionach. Podnosi głowę do góry. Czule całuje ją w usta. Oddaje mój pocałunek. Nasze usta naprawdę idealne do siebie pasują. Tak bardzo ją kocham. Łapie ją w tali i podnoszę do góry. Uśmiecha się a raczej śmieje.
- Kocham cię.- Mówię.
- Kocham cię – odpowiada. Kończymy na pierwszy taniec. Już mi żonę porywają. Normalnie co za życie nawet nie mogę się nią nacieszyć.
- Tato? - podchodzi do mnie Annie.
- Tak córeczko?
- Gruba jestem ale może chcesz zatańczyć?
- Jasne że chce. Kiepska ta twoja dieta. Co z tym Jackobem.
- Tato zapomnij - śmieje się. - Jest Harry i tyle.
- Dzięki Bogu.
- Założył się z wujkiem Gregiem. Nie pytaj o co.
- Jak zaczęłaś to mów
- Nie bo się zdenerwujesz - śmieje się.
- Annie
- Jak długo potrwa wasze małżeństwo.- Puszczam córkę i stoję zaszokowany - Ale nie przejmuj się bo to żart.
- Po tylu latach znajomości powinienem przywyknąć do ich durnych żartów
- Oni wymyślają co chwila gorsze. Jeszcze coś tam wiesz czy np. Jej nie zdradzisz. Ale ty byś nie mógł tato - przytula mnie i całuje w policzek. Potem idzie do jednego z okrągłych stolików .
- Mogę prosić.- podchodzę do bratowej
- Jasne - uśmiecha się. Tańczę tak z każda panią na tym przyjęciu. Mercy ma gorzej ponieważ mężczyzn jest więcej. Wychodzę na zewnątrz i patrzę na niebo usłane gwiazdami
Czuję chude ramiona i oddech na moich plecach.
- Hej kochanie.
- Stęskniłam się.
- Ja też. Musimy być małżeństwem minimum 20 lat.
- No przecież my będziemy obchodzić złote gody. - uśmiecha się podchodząc z przodu.
- Tak. Żeby tym dwóm idiotom kopara opadła. Mam zamiar wygrać ten zakład.
- Jaki zakład? - robi zdziwioną minę.
- Mój brat i harry to idioci
- Dobra. Więcej nie chcę wiedzieć. - muska moje usta swoimi.
- I dobrze
- Czekaj - odsuwa się i kładzie rękę na swojej talii z dziwną miną.
- co jest?
- Ktoś mnie kopie - śmieje się.
Kładę ręce na jej brzuchu. Czuję delikatne ale naprawdę delikatne ruchy.
Boże jakie to cudowne. Mercy się we mnie wtula.
Całuje ją w głowę. Wracamy pod namiot. Moja mama usypia Nathana a my siadamy przy stole. Theo rozmowia x Mercy. Trochę mnie wkurwia ten bratanek.
Jego dłoń znajduje się na kolanie dziewczyny. Ta coś tam odpowiada poprawiając suknie.
Zaraz wstanę i go walne.
- Słuchasz mnie w ogóle? - pyta mnie Greg.
- Nie. Szukam powodu dlaczego nie miałbym walnąć twego syna.
- No a co on robi? Grzeczny jest. A ona ma ładne nogi.
- Tak. Theo zabierz ta rękę bo ją połamię.
Chłopak słucha, ale zdziwiony.
- Chodź zatańczyć - bierze rękę Mercy.
- jasne.
Odchodzą na parkiet.
- Aleś ty zazdrosny.
- Tak. Źle ci z tym?
- Tylko jej nie skrzywdź.
- Nie mam zamiaru. Zakładacie od razu takie głupoty.
Klepie mnie po ramieniu. Odchylam się na krześle widząc rękę chłopaka nie tam gdzie potrzeba. Biodro jest wyżej.
Wypuszczam z ust powietrze. Mercy poprawia mu rękę i tańczą dalej.
Eh... Ten chłopak mnie drażni.
- Niall - Greg macha mi przed oczami. - Napij się.
- Nie dzięki.
- nie denerwuj sie tak.
-  To on mnie denerwuje.
- Przecież ona i tak mu na nic nie pozwoli
- Ale mnie i tak wkurwia. Idę zatańczyć z żoną.
Śmieje się. Wstaje i idę do nich.
- Theo trzymaj ją nie na moim tyłku.
- Właśnie. Rączki troszkę wyżej – warczę.
- O wujek.
- Tak wujek. Teraz ja zatańczę z żoną.
- Jak musisz - wzdycha.
- Muszę.
- Jak chcesz mieć całe ciało to lepiej odpuść - radzi mu Mercy
- Ona jest bardzo mądra i dobrze ci radzi.- Uśmiecham się niewinnie.- Jeżeli kiedykolwiek chcesz zadowolić jakąś dziewczynę to spadaj.
Theo się odsuwa i odchodzi.
Biorę moją żonę w ramiona. Ręce trzymam na jej tali.
- Zazdrośnik.
- Myślałem, że to już wiesz
Całuje mnie zachłannie w usta i przez chwilę tracę kontrolę.
Tylko ona tak na mnie działa. Wytrzymujemy do tortu, ale potem wyciągam Mercedes z przyjęcia i idziemy do domu Biorę ją na ręce i przenoszę przez próg.
Trzyma się mojej szyi. Naprawdę pięknie wygląda.  Niosę ją do naszej sypialni. Stoję jak wryty widząc jak Harry całuje się z moją córką.
Mercy zatyka ręką usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Robię kilka kroków do tyłu.
- Chodźmy do innej sypialni - szepcze mi do ucha.
- Innego wyjścia nie mamy.
Przechodzimy do innego pokoju. Tego jest tu od groma. Pełno sypialni.  Wiedziałem co robić. Chociaż takiej sytuacji nie przewidziałem Stawiam moją żonę. Ii..Jak to zdjąć?
Trochę nad tym główkuję. Odwracam ją tyłem do siebie i rozwiązuję białe tasiemki.
Jej ramiona oplatują koronki. To też muszę delikatnie zsunąć.
W końcu cała suknia opada na ziemię a ona staje przede mną w samej bieliźnie.
Zdejmuje moją marynarkę. Jej palce rozpinają guziczki koszuli.
Całuję ją w usta i prowadzę w stronę łóżka.
Ciągnie mnie za sobą. Urządzam wędrówkę ustami od jej szyi, przez dekolt. Jej ciało naprawdę świetnie eksponuje się w tej skąpej bieliźnie.
Moje piękne kochanie. Odpinam jej stanik i dotykam jej idealnych piersi. Ona cała jest idealna.
Błądzi rączkami po moim torsie i plecach. Wsuwa palce w moje włosy i łączy nasze usta.
Jestem tak bardzo jej spragniony. Przekręcam się na materacu i sadzam ją na swoich biodrach. Zdecydowanie podobają mi się te widoki. Uśmiecha się do mnie. Pochyla i zaczyna składać pocałunki na moim ciele. Dłonią odpina pasek spodni i wsuwa ją do bokserek.
CIche westchnienie wyrywa się z moich ust. Kładę ręce na jej udach i sunę nimi po jej nogach.
Dużo kokardek i tasiemek.
Podnoszę się lekko i zaczynam z niej to wszystko ściągać.
No i zostaje naga. Z moją pomocą zdejmuje moje spodnie. Popycha mnie do tyłu i wpija się w moje usta.
Zachłannie oddaję jej pocałunki.
Odrywa się od moich ust. Zostawia ślady swoich ust na mojej szyi.  Ciągle się o mnie ociera. Jestem na granicy wytrzymałości. Ona kocha mnie męczyć. Zresztą nawzajem. Zsuwa moje bokserki.
Rzuca je gdzieś za siebie. Znowu leży pode mną.
- No nie - jęczy. - Kontroler.
- STraszny. Narzekasz?- Powoli w nią wchodzę.
- Skargę będę pisać - oplata moje biodra krzyżując nogi w kostkach.
- Tak.- Wycofuję się z niej i patrzę w jej oczy.
- Nie, nigdy.
Wchodzę w nią jeszcze głębiej.  Zamykam jej usta pocałunkami, ale to nie przeszkadza aby krzyczała.
Poruszam się w niej bardzo szybko, aby po chwili zwolnić.
- Niall... - jęczy, bo wiem że ona szybko dochodzi do granicy a ja ją znów cofam.
- Tak?- Całuję ją po szyi.
- Kocham cię...
- Ja ciebie też
- Oh..
Dochodzę razem z nią Leżymy obok siebie. Dziewczyna przytula się do mnie.
Całuję ją po twarzy. Uśmiecha się zamykając oczy.
- KOcham cię- mówię naciągając na nas kołde..
- Ja ciebie też kocham - całuję mnie w usta i głaszcze po policzku. Zaraz potem zasypia.
Rano budzę się pierwszy. Zakładam moje bokserki j jakieś jeansy. Idę zobaczyć co z naszym synkiem. Jest w swoim pokoiku i śpi spokojnie w łóżeczku.
Poprawiam mu kocyk i podnoszę misia, który musiał wypaść z łóżeczka.
- Ooo - wchodzi Jane - Mam butelkę. Zaraz chyba się obudzi.
- To ja go nakarmię.
- Proszę - podaje mi mleko.
Nathan budzi się jak w zegarku. Biorę go na ręce i zaczynam karmić. Mój maluszek. Zjada wszystko.
Tak bardzo już urósł. Całuję go w czoło i przebieram,
- Idziemy do mamusi? Pewnie się już obudziła
Wychodzę z pokoju synka i idziemy do jednej z sypiali Mercy siedzi na łóżku tylko w mojej koszuli
Uśmiecha się przecierając oczy. Wyciąga ręce po małego. Podaje jej chłopca.
Przytula go i całuje w czoło.
- Hej słodziaku
Mały się tylko śmieje.
Siadam obok nich. Dziewczyna całuje mnie w policzek. Słyszymy skrzypienie łóżka z sypialni obok.
Patrzę na nią rozbawiony.
- Ja nic nie mówię ale to moi rodzice - śmieje się opierając głowę o moje ramię.
- Jezu... Ale to my braliśmy ślub.
- Harry...
- Ale to już nie moi rodzice. - pokazuje na tylną ścianę.
- Z tym się zgodzę. Pójdziemy do ogrodu? Tam nikt... chyba nikt nie uprawia seksu. Nie mogę za to ręczyć. Bo w domu został Theo i siostrzenice Louisa, a i mój brat z żoną
- Tak, chodźmy - śmieje się i naciąga rurki. Zakładam koszulkę i w trójkę wychodzimy.
Siadamy na tarasie. Przynoszę nam śniadanie
- Ooo czytasz w myślach.
- Po prostu bardzo dobrze się znam
- No - uśmiecha się biorąc kanapkę.
Biorę kubek gorącej kawy.
- Max nie będę się z tobą zakładać o Mercy - właśnie się krztuszę jak to słyszę.
Patrzę na moją żonę.
- Ja nic nie wiem.
- Czyli słyszałaś to samo
- Bo się boisz Nialla!
- Ma się czego bać- mówię.
- O wujek.
- Tak wujek. SIadać obaj.
Z markotnymi minami siadają obok nas.
- Czyje są to durne pomysły?
- Nie słuchaj nas.
- Gadać, bo wyślę was do kamieniołomów
- Oj naprawdę nie ważne - Odpowiada Max, a Theo wlepia wzrok w Mercedes
- Theo w Irlandii nie ma dziewczyn?
- W Anglii są piękniejsze.
- Chcesz, znam bardzo ładną dziewczynę studentka. Pracuje u mnie w firmie
- O ja chcę - mówi Max. - On niech żyje w niespełnionej miłości.
Piszę na kartce numer
- Nazywa się Ronnie.
- Randka w ciemno?  - wchodzi Greg.
- Tak. Może wybije im durne pomysły z głowy. A jak nie to wyślę kurierem do Afryki i będą pracować jako tania siłą roboczą. CO ty na to braciszku?
- Musieli nagrabić sobie, że chcesz ich wysłać do murzynów. - siada obok.
- Czuję się osaczona przez Horanów - śmieje się Mercy.
- Naigrali się. Theo mam jeszcze kilka takich stażystek.
- Nie , nie. I tak wyjeżdżamy. Max o ile ten zakład?
- Jak ci się uda to 100.
- Dobra - bierze na ręce Mercedes i idzie w stronę jeziora.
- Nawet się nie waż!
- Theo do jasnej cholery – krzyczę.
- Przegram - mamrocze Max.
- Co wy dwaj wymyślicie?
- Ile Mercy wytrzyma w jeziorze.
- Jezu, ale z was idioci. Theo jak zawrócisz to dam ci trzy stówy
- Ale wiesz wujku gdy wyjdzie z wody to będzie jej wszystko prześwitywało i to jest dużo więcej warte.
- Tak za patrzenie też mogę cię walnąć, albo ona. Pamiętaj to córka wojskowego
- Dokładnie! - wyrywa mu się. Staję na ziemi i popycha Theo tak ze ten ląduje w wodzie.
- Masz skretyniałych synów.
- WIem o tym. Theo ty kretynie było brać kasę.
Max wstaje od stołu i biegnie do dziewczyny. Przerzuca ją przez ramię i teraz cała trójka ląduje w wodzie.
- My też tak się wydurnialiśmy w ich wieku?
- To już nie pamiętasz? - śmieje się. - Jeszcze gorzej było.
- Jane kochanie - Louis trzyma na rękach swoją żonę.
- Aż tacy starzy nie jesteśmy.- Wsadzam syna do wózka.
- Niall synku daj mi się nacieszyć wnukiem - przychodzi moja mama. No i już mi porywa Nathana.
- Jasne mamusiu. Ja i tak idę się kąpać w jeziorze.- Odkładam telefon.- Greg idziesz, czy jesteś za stary?
- Ja? Żartujesz - śmieje się i idziemy do wody.
- Hej kochanie.
- Hej - biorę ją na biodra. - Trzy razy mi stanik rozpięli. - wybucha śmiechem.
- A to dzieci. I żadnemu nie udało się go zdjąć.
- Niee. Oboje dostali czułe miejsce.
- Oni nie wiedzą jak się bawić.- Wkładam ręce pod jej koszulkę.
Całuje mnie w usta śmiejąc się.
- To łaskocze.
- Wiem. CIepła ta woda.
- Dziwne jak na tą porę roku.
- Mi się podoba.- Uśmiecham się niewinnie i odpinam jej stanik.
- Niall! - piszczy.
- Co? Ja będę lepszy od tych bałwanów.
- Ale ty masz prawo - wystawia mi język.
- Też o tym wiem. - Całuje ją w usta.
- Mój biedny stanik.
- Ładny.
- Czuję się naga.
- Oj tam. Jesteśmy w wodzie, a ty masz koszulkę.
- I myślisz, że było by widać gdybyś np - pochyla się do mojego ucha - Nas połączył?
- Sądzę, że jakbyśmy odpłynęli kawałek. - Przenoszę ręce na jej brzuch i odpinam guzik jej jeansów.
- To tak zróbmy. Zdecydowanie - szepczę mi do ucha.
Puszczam ją i nurkuję. Płynę w bardziej zasłoniętą stronę. Mercedes do mnie dołącza. Tam i tak trwa zabawa. Całuję ją w usta i przyciągam do siebie. Uśmiecha się czując moją męskość. Jak ona mnie łatwo umie pobudzic.
Sprawnie zsuwam sowje spodnie i w nią wchodzę.  Wbija paznokcie w moje ramiona.
Zamykam jej usta kolejnym pocałunkiem. Wzdycha i jęczy mi do ucha. Przenoszę ręce na jej piersi.
Idealnie dopasowane do moich dłoni.
Po jakimś czasie dochodzę razem z nią.
- Jakie miły poprawiny - uśmiecha się do mnie.
- Bardzo mi się podobają.
Uśmiecha się i caluje mnie w usta.

niedziela, października 5

Sonda

Mogę was prosić o głosy? Dacie głos na Vanillie ? xx http://sonda.hanzo.pl/sondy,232722,74aD.html