czwartek, maja 22

Rozdział 10

Budzę się w jego ramionach. Wysuwam się ostrożnie i ubieram jakąś koszulę. Idę do kuchni, aby przygotować śniadanie. Jest mi trochę słabo. To ze zmęczenia, ale i zapewne mam bardzo niski cukier. Siadam na krześle pochylając głowę do przodu.
- Mercy- czuję dłoń Nialla na moich plecach. Nie odpowiadam. Spokojnie oddycham.
- Soku?
- nie pomoże..
- A co pomoże?
- Sok to za mało
- Jest jeszcze czekolada.
Kiwam głową, że to po tym może być lepiej. Nabiera na łyżeczkę Nutteli i wkłada mi ją do ust. Po paru minutach zaczynam się czuć lepiej.
- Zrobię śniadanie.
- Ja zrobię.
- Siedź.
Nie chcę z nim dyskutować. Słucham. Robi nam gofry z bitą śmietaną. Mam nadzieję, że teraz nie będę mieć za wysokiego cukru. Jemy śniadanie w dobrych humorach
- Teraz to na prawdę jesteś słodka- śmieje się Niall. Ubrudziłam się bitą śmietaną.
- Taka moja natura - biorę jej trochę z policzka i dotykam jego .
- Bardzo podoba mi się twoja natura.- Całuje mnie najpierw z policzek.
- A ja bardzo lubię twoją. - uśmiecham się.
- A jaka jest moja?
- Jesteś słodki, stanowczy i kochany.
- Na pewno stanowczy.- Całuje mnie w usta. Śmieję się i przechodzę na jego kolana.
- To gdzie jeszcze masz tą bitą śmietanę?
- No wiesz np tu - biorę bitą śmietanę i zaraz wzdłuż mnie czyli od mostka aż po brzuch jest szlaczek białej piany. Przesuwa talerze i kładzie mnie na stole. Pochyla się nade mną i zaczyna ją scałowywać. Uśmiecham się rozczulona tym dotykiem. To takie przyjemne.
- Chyba wszystko.
- Pewny jesteś? - brudzę też to miejsce.
- Oh...Tam nie zauważyłem.- Lekko mnie całuje. Zamykam oczy wiercąc się. To jest po prostu cudowne. Jego usta, a co dopiero jego język. Oh Boże nie ma nic lepszego. Doprowadza mnie do szaleństwa. Przez tą bitą śmietanę dochodzę. Niall ściąga mnie na swoje kolana i całuje w głowę. Przytulam się do niego z uśmiechem.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham.
Tuli mnie do siebie dopóki nie zadzwonił jego telefon. Odrywam się i podaję mu komórkę.
- To prawnik. Muszę odebrać.
- Jasne - wstaję z jego kolan i idę się ubrać. Zakładam moje wczorajsze ciuchy. W łazience znajduję jego obrączkę. Podnoszą złoty krążek i idę do niego. Kładę ją na stół, a sama zaczynam sprzątac po śniadaniu.
- Tak, Spotkamy się jutro. Wezmę wszystkie papiery.
Ustala coś bardzo długo i ja mam czas, aby go narysować. Teraz przelewam na papier to jak rozmawia. Rozłącza się a ja kończę.
- I co?
- Złożył pozew o rozwód.
- Znów ją spotkasz.
- Nie wiem. Ma to jakieś znaczenie?
- Nie.
- To czym się przejmujesz.
- Nie przejmuję się. Mówię tylko, że znów się zobaczycie.
- Ona już mnie nie interesuje. - Całuję go w usta.
- Tak, tak. Ale muszę kończyć - słyszymy Annie. O kurwa. Wychodzę z kuchni drugimi drzwiami i wchodzę do sypialni.
- Cześć córeczko- słyszę.
- No hej tato. Wiem, przepraszam. Nie tak miało być.
- Właśnie. Ile razy mam płacić durny mandat za zakłócanie ciszy nocnej?
- No jeszcze tak nie wiem... Ale pewnie się zdarzy. Przyszłam w celu prośby.
- Jakiej?
- Chodzi o urodziny Mercy.
- Tak?
- Nie chcę, żeby to była zwykła impreza.
- Co w związku z tym?
- Pomóż mi zrobić coś ... No niezwykłego.
- Chyba będę miał pomysł. Ale pogadamy o tym w domu.
- Tato, twoja obrączka.- Kurwa zostawiłam ją na stole.
- Już jej nie potrzebuje.
- Co?
- Nie potrzebuje jej.
- Jak to?!
- Biorę rozwód.-Chyba była w szoku.
- Miałeś na nią czekać.
- Czekałem trzynaście lat.
- Masz malinki.
- Tak mam.
- Ponieważ?
- Ponieważ mam prawo do własnego życia.
- Tak, ale jesteś moim ojcem i mnie to obchodzi z kim się spotykasz. Wiesz że to może tylko twoja kasa przyciągać.
- Uwierz mi tak nie jest.
- Kto to jest?
- Eee...- Niall nie wie co ma odpowiedzieć.
- Poznam ją czy coś? - nie ma już takiego dobrego humoru.
- Kiedyś na pewno.
- Ale kochałeś przecież mamę.
- Tak. Ale twoja mama najwidoczniej nie kochała mnie.
- Wracam do domu. O której będziesz? Nie idę do szkoły.
- Będę wieczorem.
- Dobra, to cześć - wychodzi. Niall wchodzi do sypialni. Leżę na łóżku patrząc w sufit. Kładzie się obok mnie. Przysuwam się i przytulam.
- Zabolało ją to- mówi cicho.
- Wiem.
- Nie chcę o tym nawet myśleć.
Po moim policzku spływają łzy. To moja wina.
- Nie płacz
- To jest przeze mnie.
- Nie. Kiedyś trzeba zamknąć stary rozdział życia
- Tak, ale ją  to będzie boleć.
- Wiem. Ją boli każdy dzień matki.
Wypuszczam powietrze z ust.
- Odwieźć cię do domu?
- Nie. - odpowiadam. - Myślę, że to się rozwiąże. Ona też ci o czymś musi poweidzieć.
- Tak?
- Nie powiem ci, ale tak.
- Powiedz tylko, że nie zostanę dziadkiem.
- Nie.
- To chyba zniosę wszystko.
- Niall jeśli chodzi o urodziny to nic nie organizuj dobra?
- Nie mogę nic obiecać.
- Urodziny organizuje solenizant wiesz? - śmieję się.
- Trzeba zmienić tą tradycję.- Całuje mnie w usta.
- Jezu ale ty jesteś uparty - uśmiecham się tez go całując.
- Bardzo kochanie
- Ale kocham te wadę.
Uśmiecha się do mnie
- Pójdziesz ze mną na spacer?
- Tak.
Ubieramy się i wychodzimy z domu.
- To gdzie mam cię zabrać na ten spacer?
- Do parku. - odpowiadam.
Idziemy przez park. Niall nawet mnie nie dotyka.
Wiem dlaczego i nic nie mówię.
- Chcesz loda?
- To dość podchwytliwe pytanie - patrzę na niego z zabawnym uśmiechem,
- Tak? To na jakiego loda masz ochotę?
- Takiego ulubionego.
- Musisz mi powiedzieć dokładnie.
- O niepowtarzalnym smaku.
- Nie jestem pewien czy aby na pewno taki posiadali
- No na pewno nie będą, bo tylko ty taki posiadasz.
- Mercy jesteśmy w parku
- Wiem o tym. Naprawdę jestem rozgarnięta.
- Więc co zrobimy z twoją chęcią na loda o niepowtarzalnym smaku?
- Musimy wrócić do domu.
- To chodź.
Wracamy do domu. Od progu go całuję. Bierze mnie na ręce i sadza na swoich biodrach. nie odrywam się od jego warg. Zaczynam rozpinać mu pasek. przerywa nam jego telefon.
- Mam to gdzieś- rzuca go na kanapę.
Uśmiecham się zadowolona, że praca teraz nie jest ważna. Klękam przy jego kolanach. Widzę męskość Nialla. Najpierw przesuwam po niej ręką. Wzdycha głośno wplatając palce w moje włosy. Pochylam się i biorę ją do buzi. Na początek tylko czubek członka, ale później biorę coraz więcej.
Zaciskam na nim usta biorąc go jeszcze głębiej. Zasysam policzki robiąc to szybciej. Dochodzi w moich ustach. Dość długo muszę wszystko połykać. Wycieram wargi. Bierze mnie na ręce i niesie do sypialni.
- Naprawdę dobry - mruczę mu do ucha.
- Tak? - Kładzie mnie na łóżku.
- Bardzo - zagryzam wargę.
- Ty też jesteś bardzo smaczna.- Rozpina moje spodenki. Uśmiecham się do niego. Już czuję że jestem mokra. Całuje mnie po brzuchu i zsuwa ze mnie spodenki wraz z bielizną.
- Jestem od ciebie uzależniona.
- Ja też skarbie.- Rozsuwa moje nogi. Całuje mnie tylko raz.
- Co z tym zrobimy? - mruczę
- Uważam, że to uzależnienie bardzo mi się podoba
- Mnie też.
- Czyli nic sobie z tego nie róbmy.- Całuje mnie jeszcze raz. Uśmiecham się. Jezu jak on na mnie działa. Wplatam palce w jego włosy. Chcę więcej. chce już go poczuć. Całuje mnie w usta i powoli we mnie wchodzi. Moje myśli odpływają. Jest tylko Niall. Zachłannie mnie całuje i porusza się w jednym rytmie. Brakuję mi już powietrza. Ale niech on nie zwalnia. Dochodzę równo z nim.

sobota, maja 3

Rozdział 9

Następny dzień w szkole mija dobrze. Z Annie planujemy moje urodziny, ale też ona znów chce urządzić imprezę dzisiaj wieczorem. Mówi że teraz jej tata na pewno się nie dowie. Nie jestem jakoś przekonana do tego pomysłu. Mówię, że przyjdę i idę do pracy. Niall rozmawia przez telefon jak wchodzę. Uśmiecham się do niego. Odkłada słuchawkę i podchodzi do mnie. Całuje mnie lekko w usta.
- Hej - mruczę. - Naprawdę ci jestem potrzebna tutaj?
- Tak. Lubię cię mieć tutaj.
- Dobrze ale nie płać mi.
- Przecież układasz mi papiery. Zawsze mam w nich bałagan.
- Ale nie chcę - uśmiecham się. Trzymam go za szyję i całuję. - Muszę dzisiaj wyjśc wcześniej.
- Bo macie imprezę u mnie w domu
- Skąd wiesz?
- Moja córka, jest przwidywalna. Zamknąłem barek.
- Sami alkohol przyniosą - śmieję się.
- Tak, ale nie tak mocny jak stoi w moim barku i nie tak drogi.
- Tak to zapewne prawda. Nie chcę mi się.
- Czego? Iść na imprezę?
- Tak.
- Możesz zostać ze mną. Pojedziemy do mojego mieszkania.
- Ale najpierw muszę tam iść bo obiecałam. Wyjdę jak zaczną się bawić.
- Podoba mi się ten pomysł.- Siadamy na kanapie.- To co chciałabyś na urodziny?
- Skąd ty wiesz że ja mam urodziny? Niedługo.
- Od Annie.
- Aaa...Eh.
- To co chciałabyś na urodziny?- powtarza swoje pytanie.
- Nic - kręcę głową.
- No weź. Wszyscy dadzą ci prezen tylko ja nie?- pyta smutny. Siadam mu na kolanach i patrzę w te cudowne, niebieskie paczadełka. Uśmiecham się do niego.
- Dokładnie. Ty nie.
- Chciałbym ci coś dać. Coś bardzo wyjątkowego, żebyś za każdym razem przypominała sobie, że to ode mnie.
- To jesteś ty.
- Ale coś jeszcze.- Delikatnie całuje mnie w usta.- Coś o czym marzysz.
- Ale ty wiesz o czym marze i tego nie da się spełnić.
- Nie w tej chwili. Mam za mało twoich rysunków.
- Ale ja ich mam pełno - uśmiechnęłam się. - Ale to i tak nie wchodzi w grę.
- Uwierzysz, że dam radę to zrobić.
- Nie możesz - upieram się.
- Mogę. Tylko musisz dostarczyć mi swoje rysunki.
- Ale ja naprawdę nie mam takiego talentu. Patrz - pokazuję mu rysunek jego  w łóżku. jest okryty do połowy kołdrą.
- To zachowam dla siebie. - Całuję go w usta i opieram czoło o jego.
- Dasz mi się sprawdzić?
- Dobrze. - zgadzam się. Uśmiecha się i zachłannie całuje mnie w usta. Przerywa nam jakiś mężczyzna który wchodzi do środka.
- Cześć Niall - uśmiecha się. - Witaj Mercedes - skąd on mnie zna?
- Hej Harry.
- Dzień dobry.
- Dość długo cię nie było w Londynie. Co cię sprowadza?- A to ten Harry. Miała rację. Jest jak cholera przystojny.
- Dziewczyna.
- No to gratulacje. Annie się ucieszy, że wróciłeś.
- Bardzo - uśmiecha się patrząc na mnie.
- Mógłbyś na razie jej nic nie mówić, o tym co widziałeś?
- Jasne, oczywiście.
- To w końcu przypomniałeś sobie o starym kumplu
Siada obok nas. Zaczyna rozmawiać z Niallem. Nie odzywam się przysłuchując ich rozmowie. Wydaje się być miły.
- Widziałem Annie. Wyrosła na cudowną dziewczynę.
- Tak. Już nie bawi się lalkami. Woli ciuchy i chłopaków
- Zauważyłem.
- Nie będę wam przeszkadzać - mówię i wstaję zbierając swoje rzeczy.
- Do zobaczenia Mercy.- Macham im i wychodzę. Jadę do domu i przebieram się, a potem jadę do przyjaciółki.
- Widziałam tego twojego Harry'ego. Był u Nialla - mówię do niej. - Znaczy u twojego taty.
- Tak, a co na to mój tata?
- No nic mu przecież nie powiedział.
- To dobrze. Będzie dzisiaj wieczorem.
- co? A fajnie.
- No. Wy się będziecie bawić.- Pewnie znikną w sypialni, więc nie zauważy jak wyjdę. Szykujemy wszystko. Zaraz przychodzą gościa. Annie wpada w ramiona Harry'ego, który zachłannie ją całuje.  Uśmiecham się, bo widać że jest szczęśliwa. Obie mamy tajemnice. Siadam na kanapie i czekam, aż oboje znikną na górze.  Gdy już się tak dzieje przepycham się przez tłumy kolegów ale i obcych mi ludzi. Jak ten dom jeszcze ustoi to będzie świetnie. Taksówką jadę prosto do mieszkania Nialla.  Jadę windą na górę i pukam do drzwi. Otwiera mi Niall.
- Hej, nie wiem czy ci coś z domu zostanie.
- Chyba nie chcę o tym myśleć.
Uśmiecham się do niego.  Wchodzimy do środka. Na stoliku w salonie stoi rozłożony komputer i jakieś papiery.
- Znów ci przerywam pracę - mówię. - Może kontynuuj?
- To nie praca. Biorę rozwód. Musiałem znaleźć kilka papierów.
- Aa... Rozwód?
- Nie zrobiłem tego przez trzynaście lat. Chyba przyszła najwyższa pora. przygotowałem kolację.
- Opowiesz mi gdzie braliście ślub? - pytam gdy siadamy do stołu.
- W urzędzie Stanu Cywilnego. Nic wyjątkowego. Spieszyliśmy się.- Kiwam głową.
- Nic wyjątkowego.
- Tak. Żeby przeżyć spotkanie z jej ojcem musieliśmy wziąć ślub.
- A potem powiedzieć o ciąży. - dodaję domyślnie. - Świetnie gotujesz.
- Tak. Amy miała wtedy siedemnaście lat. Dziękuję. Nie lubię jadać w restauracjach.
Jem z uśmiechem, a potem sprzątam. Siedzimy razem na kanapie i oglądamy jakiś film. Biorę kartki i rysuję teraz Nialla odprężonego. Mam wrażenie że to taka kolekcja o Niallu. Uśmiecha się do mnie i zagląda mi w kartkę.
- Nie ruszaj ty mi się.
- Dobrze.- Siada w poprzedniej pozycji. Całuję go w usta i kontynuuję. Po dwóch godzinach mam cały rysunek.
- Proszę - pokazuję mu.
- Cudowny. Mogę go zatrzymać?
- Tak - kiwam głową.  Wstaje i podchodzi do komody.
- Wiedziałem, że na coś przydadzą mi się te małe antyramy.
- Będziesz je wieszał? - dziwię się.
- Tak.
- Tu?
- Tak.
Wzdycham i kręcę głową na niego. Leżę sobie na sofie bawiąc się pilotem, jak on wiesza moje rysunki. Wyciągam do niego ręce.
- Taka mała osóbka, a zmienia człowiekowi cały świat.- Uśmiecham się do niego jak dziecko.
- Całkiem przypadkowo.
- Podoba mi się ten przypadek
- Weźmiemy kąpiel? - pytam, gdy bierze mnie na ręce, a ja oplatam jego biodra nogami.
- Tak.
Kieruje się w stronę tej wielkiej łazienki. Niall odkręca ciepłą wodę i zaczyna mnie rozbierać. Ciągle się albo uśmiecham albo śmieję. Wchodzimy do wody. Otula mnie ramionami. Opieram się o jego tors. Całuje mnie w kark. Obracam się do niego przodem. Patrzę w jego niebieskie oczy.
- Są piękne.
- Twoje też.
- I coraz mocniej się w nich zakochuję.-Uśmiecha się lekko.
- Ja co raz bardziej zakochuję się w tobie.-Cudownie słyszeć te słowa. Całuję delikatnie jego szyję. Zostawiam mu malinkę.
- Zrobię wszystko dla ciebie.- Ściąga z palca obrączkę i rzuca ją na podłogę. Złoty krążek odbija się od płytek na podłodze. Jestem zaskoczona tym ruchem. Patrzę na obrączkę, a potem na niego.
- Ja też. Nawet za cenę życia.- Całuje mnie w usta.
- Chcę powiedzieć wszystko dla Annie i twojej mamy. No po twoich urodzinach
- Boję się..
- Nie masz czego. Zawsze będę przy tobie
- Obiecujesz ?
- Obiecuje.
- Ale jak one to przyjmą..Ann.
- Pewnie się wścieknie
- Ale to nie nasza wina.
- Ale ją to nie będzie interesować
- Kocham cię - całuję go. Nie chcę o tym myśleć.
- Też cię kocham.
Wtulam twarz w jego szyję. Trzyma mnie mocno w swoich ramionach.
- Możemy tu? - pytam cicho.
- Gdzie tylko pragniesz
Unoszę nieco biodra. Czuję jego męskość. Wypełnia mnie całą. Idealnie do siebie pasujemy. Woda rozlewa się po ścianach wanny. Nasze oddechy są przyśpieszone. Cała łazienka paruje. Jest mi bardzo przyjemnie. Niall owija mnie ręcznikiem i niesie do łóżka. Kładzie się obok mnie. Przysuwam się i przytulam. Ja normalnie ginę w jego ramionach. Czuję się naprawdę mała, niska, chuda. Jakkolwiek. Najważniejsze, że czuję się przy nim bezpieczna. Zdecydowanie tak.
- A jak im powiemy to co?
- Mamy jeszcze miesiąc na zastanowienie się.
- Ciężki temat.
- Bardzo.
Biorę jego rękę i splatam nasze palce. Bierze nasze dłonie i delikatnie całuje.  Uśmiecham się do niego. Głaszczę jego policzek drugą ręką i całuję Nialla w usta. Delikatnie oddaje moje pocałunki.
- Musisz jutro iść do szkoły?
- Jak by się mama nie dowiedziała.
- Nikt jej nie powie. Ja bym zrobił sobie wolne od pracy i spędzilibyśmy razem ten dzień.
- Dobrze.
- Dzwoni jego telefon. Wywraca oczami. Zaraz dowiaduje się, że znów wpłynęła skarga.
- Tak zapłacę karę... Nie ma mnie w mieście... Tak to będzie najlepsze wyjście...-Rozłącza się a ja się śmieję.- Może ustawie sobie to jako przelew stały, albo wybuduje dom na pustkowiu.
Rozbawiona dalej się śmieję. Całuję go w policzek. Sadza mnie na swoich kolanach.
- Chciałbyś mieć syna?
- Tak. Może byłby mądrzejszy od córki.
- Miejmy kiedyś syna.
- Jeżeli będziesz mnie chciała.
- Zawsze. Nie mów tak.
- Dobrze. Będziemy mieli kiedyś synka.
Uśmiecham się do niego i wpijam w jego usta. Odwzajemnia moje pocałunki.
- Masz ochotę na więcej?
- Zawsze mam ochotę na ciebie.
Zadowolona znów unoszę biodra. Trzyma mnie na kolanach i powoli się porusza.  Tak idealnie ociera się o moje wnętrze. Zatrzymujemy się na chwilę by złapać oddech.  Znów nie śpię prawie cała noc.