piątek, sierpnia 29

Rozdział 22

Niall budzi mnie pocałunkami.
- Kochanie zrobiłem śniadanie
- Ale nigdzie nie wyjeżdżasz?
- Dopiero wróciłem kobieto.- Uśmiecham się otwierając oczy.
- Masz szczęście.
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.
- Wcale nie chcę się pozbywać - obejmuję jego szyję. - Powiedz mi. Ty mi się wczoraj oświadczyłeś czy mi się wydawało?
- Zrobiłem to, ale mało poprawnie. Co ze mnie za facet?- Kręci rozbawiony głową.- Ale od razu zrozumiałem swój błąd.
- Moim zdaniem było poprawnie..
- Ja znalazłem dwa uchybienia
- Jakie kochanie?
- Zapomniałem uklęknąć i dać ci pierścionka.
- Możemy to pominąć.
- Jasne i co ja zrobię z pierścionkiem. Synu twoja mama wydziwia
- Kupiłeś mi pierścionek? - siadam zszokowana.
- Tak.
- O matko.
- To aż takie dziwne. Muszę ci częściej coś kupować.
- Nie, nie. ty mi nic nie kupuj. ale która jest godzina że zdążyłeś?
- Dziesiąta rano. Kto powiedział, że ja go dzisiaj kupiłem.
- Wariat - całuję go w usta.
- Ale tylko twój wariat.
- Tylko mój.
- To teraz zamknij oczy.- tak zrobiłam. Czuję jak coś zakłada mi na palec i delikatnie mnie całuje.- Możesz otworzyć.- Uśmiecham się widząc piękny pierścionek.
- Piękny.
- Uff...- oddycha z ulgą.
- Naprawdę. - jemy śniadanie. Jestem okropnie szczęśliwa. Siedzimy sobie w ogrodzie. Nathan leży na kocyku, a Niall ciągle go rozśmiesza. Wyciąga rączki do niego i się śmieje
- Fajnie, że jeszcze jest tak ciepło.
- Chociaż to dziwne w Londynie.
- Mi się tam pogoda podoba.
- Tak, a ciągle pada.
- Teraz nie pada. Słonko świeci, kaczki nadal pływają po naszym jeziorku.
- Teraz nie - całuję Nathana po brzuszku.
- Boże jak ja kocham siedzieć w domu.
- Jak ja kocham jak siedzisz w domu.- Przyciąga mnie do siebie i całuje w nos.
- Zostańmy tutaj, na zawsze.- Uśmiecham się do niego.
- Zdecydowanie to dobry pomysł. - przeczesuję palcami jego włosy.
- Bez durnej pracy i szkoły. Tylko my w naszym małym domku.- Śmieję się. Leżymy tak we trójkę. Niall jedną rękę trzyma na moim brzuchu, a drugą obejmuje Nathana.
- Masz teraz wszystkich obok siebie
- Tak. Mój cały świat. - Całuję go w usta i zamykam oczy.
- Niall? Pójdziesz na moją wywiadówkę? Ojcu nie powiem.
- Dlaczego Lou nie może pójść?
- Bo się tylko zdenerwuje, a wiadomo jaki jest. Dopiero początek roku, a mam 3 jedynki z wf.
- Ale to tylko wf i tobie ćwiczyć nie wolno.
- Ale wtedy mogłam. Ale tu chodzi bardziej o co innego - mówię ciszej. - Tata naprawdę może kogoś zabić, a pan od matematyki właściwie tylko złożył propozycję, po czym ja go walnęłam i weszła skarga do dyrektora że uderzyłam nauczyciela
- Poczekaj... Jaką propozycję.
- Nie lubię matematyki i moje oceny są dostateczne. Więc mogłabym mieć piątki..
- Kiedy jest ta wywiadówka, z chęcią poznam twojego nauczyciela od matematyki.
- Za dwa dni.
- Jasne. Może wezmę Louisa ze sobą.
- On mi nic nie zrobił. Jego propozycja była jedno znaczna. Korepetycje w domu. Tylko gdyby mnie nie dotknął to wtedy bym pomyślała że serio chce mi pomoc.
- Co kurwa zrobił? Kotku jak się nazywa ten nauczyciel?- Przytulam się do niego.
- Przecież nic się nie stało.
- Mercy... po prostu powiedz jak nazywa się ten nauczyciel. Wzdycham zła na siebie. On nie odpuści sobie.
- Douglas Poynter.
- Dziękuję.- Podaje mi syna i wyciąga telefon.- Lou masz ochotę na odrobinę rozrywki?
- proszę cie no - wtrącam się.
- No jasne... Podjadę po ciebie... Mam nadzieję, że lubisz matematykę.- Gdy się rozłącza patrzę na niego. - Nic nie rób. Po prostu chciałam żebyś wiedział.
 - Ale ja nic nie robię. Idę spotkać się tylko z teściem. Muszę go poprosić o twoją rękę.
- Oczywiście. Dobra idź. Jezu jak mnie wszystko boli.
- Będę wieczorem kochanie.- Całuje mnie w usta.
- Uważaj na siebie.
- Kochanie, ale ja nie będę robił nic strasznego
- Mówię ogólnie. Wypadki chodzą po ludziach
- Tak. Ja się może w końcu nauczę trygonometrii. Kocham cię.
- ja ciebie też kocham. - patrzę jak odjeżdża. Oh ten Niall. A razem z moim tata jak coś wymyślą ...Trochę mi szkoda nauczyciela od matmy, ale tylko trochę W poniedziałek szykuje się do szkoły.
- Może zostaniesz. Bo my będziemy bardzo tęsknić.
- Wiem. - całuję go w usta. - Ale muszę do szkoły.
- Jasne. Możesz się uczyć w domu.
- Wymyślasz. Spotkamy się u ginekologa.
- Tak. Zostawia nas synku, a jeszcze w sobotę mówiła, że z nami zostanie.- Nathan zaczyna wyciągać do mnie rączki. Jak tu ich zostawić.
- Jutro pójdę- mówię zrezygnowana i zostaje.
- Tak. Jasne...- Niall delikatnie mnie całuje
- Jesteś taki uparty
- Bardzo. Nie wiedziałaś?
- A sam o szkole mówiłeś
- Ale nie wiedziałem, że masz takich nauczycieli
- A właśnie. Sprawdzian z matmy mam jutro i nie chce sobie grabić.
- Nie sadze żebyś miała
- Co?
-No nie sądzę żebyś miała mieć ten sprawdzian
- Dlaczego?
- Powiedzmy, że nie miałby jak tego sprawdzać
- Niall...
- co?
- Coś ty mu zrobił?
- Oderwałem od biednej dziewczyny, której dawał korepetycje. Widząc parę siniaków, poniosło Louisa
- O matko...
- Co?- Przytulam się do niego. Całuje mnie w głowę.- Sądzę, że to była obrona konieczna. Ta dziewczynka była w pierwszej liceum.
- Nie ona jedna.
- Dlatego dostał za swoje.
- Kocham cie. Dziękuję
- Też cię kocham
- Jestem głodna -idę z małym do kuchni
- CO byś chciała jeść?
- Cokolwiek.
- Może być jajecznica?
- Tato od razu zrób jej więcej
- O Annie- odwracamy się.
- Harry mnie podrzucił. Mam wolne bo matematyk do mnie nie przyjdzie.
- Tak? Ciekawe czemu.
- Nie wiem.
- Twój tatuś wie - mówię.
- Tato...
- Oj spadł ze schodów.
- A już myślałam, że ktoś mu coś zrobił. Biedne schody.- Śmieję się cicho. Siadamy do stołu a Niall daje nam śniadanie.
- Twoja WNUCZKA JEST WYMAGAJĄCA.
- Będę mieć wnuczkę? - cieszy się. Mówiłam. - Super - przytula Annie i całuje w czoło.
- Harry cieszył się bardziej. Odstawiał jakiś tam taniec
- No ale ja jestem dziadziuś i cieszę się inaczej .- śmieje się. - No to już wiem co kupować.
- Co ty chcesz kupować. ?
- Jak co? Dostaniesz całą wyprawkę. Zobaczysz. - mówię śmiejąc się.
- Jezu... Ja cały weekend chodziłam po sklepach. Harry zwariował.
- No a dziwisz mu się ?
- Raczej nie. Ale z brzuszkiem ciężko się chodzi. Człowiek szybciej się męczy
- Tak, no widzisz. Ja jeszcze nie mam brzuszka a cały weekend w łóżku przeleżałam.
- Ale ci fajnie.- Niall wychodzi na chwilę, żeby przyprowadzić wózek.
- Patrz - pokazuję przyjaciółce dłoń.
- Jezu... Kiedy ślub?
- Nie wiem, mówił jak wariat. - śmieję się.
- Kto wariat? -pyta Niall?
- Ty wariat.
- Dlaczego?
- Oj tato - śmieje się Annie. - Gratuluję.
- Dziękuję. Musisz z nią kupić sukienkę. Mam zgodę Louisa.
- Dlaczego ja nie wiem? - pytam.
- Bo zapomniałem ci powiedzieć.- Pokazuję na niego widelcem i kręcę głową.
- Co? Kochanie mówiłem, że chcę ten ślub wziąć szybko. Nawet jeśli miałbym porwać księdza.
- Dlaczego ci się tak śpieszy? - zakładam nogę na nogę uśmiechając się.
- Bo jeszcze ktoś mi ciebie zabierze.
- nie gadaj głupot.
- Nie gadam. Tęsknię za obrączką na palcu. Jak ją nosiłem to te wszystkie kobiety tak się na mnie nie gapiły. Taki odstraszacz
- Dobrze, dobrze. Ale to nie zmienia faktu że mnie nikt tobie nie zabierze.
- Bo cię nie oddam.- całuje mnie w usta.- Dam wam moją kartę Annie
- nie - ja zaprzeczam od razu. - Moja suknia. Ja będę za nią płacić.
- Dobrze
- no - uśmiecham się i go całuję. Po śniadaniu jedziemy do galerii. Wszystkie są śliczne. Nie umiem wybrać
- Może ta?
- Tak, ładna jak wszystkie - uśmiecham się i podchodzę do sukni
- Musisz się na coś zdecydować
- Ale jestem w ciąży, więc mi ciężko decydować.
- Jak dla mnie jest idealna- Idę ją przymierzyć.
Wyglądam w niej całkiem ładnie. Koronkowy materiał spływa w dół od mojej tali. Obracam się przeglądając w lustrze. Panie ekspedientki poprawiają mi tył i mówią, że jest cudownie.
- Zobacz jeszcze te buty.
- Buty? Ty mi tu nagromadziłaś masę dodatków - biorę białe szpilki, nie na dużym obcasie.
- Tylko raz w życiu bierze się ślub. Powiedzmy.
- Właśnie, powiedzmy - mówię śmiejąc się.
- Zawsze są wyjątki od zasady. Tak ja czystość przedmałżeńska
- O właśnie. W naszym przypadku bardzo odbiegamy od tej zasady.
- Ktoś się trzyma tej zasady?
- wiesz, mój tato się trzymał. - śmieję się
- Boże. Nie wiedział co bierze przed ślubem. Byłaś wpadka pierwszej nocy?
- Chyba tak.
- Nieźle. Związek został dobrze skonsumowany
- Wiesz, potem wyjechał na wojna itd, i mama miała jakiegoś tam kochanka. Nic ważnego.
- Straszne.- Uznaję, że nie będę jej mówić o mojej mamie i jej tacie.
- To na kiedy planujecie ten ślub?
- No nie powiedział mi.
- Chyba kupię sobie od razu sukienkę
- Dobry pomysł- Annie bierze jakąś sukienkę z wystawy.
- Myślisz, że nie będę w niej wyglądać grubo
- niee. Ślicznie.
- Przymierze- Wraca do mnie w pięknej, niebieskiej sukience
- Nigdy nie nosiłam czegoś co mi sięga do kolan no chyba, że jak byłam w przedszkolu.
- Ale ślicznie wyglądasz.
- Dlatego ją wezmę. I jeszcze te buty. - Pokazuje na parę rzymianek. na płaskim obcasie.- Mam nadzieję, że będzie ciepło.
- Ja też. - uśmiecham się. Zakupy są bardzo udane. Moim samochodem wracamy do domu.
- Albo np. można ci włosy upiąć, wiesz jest dużo możliwości - rozmawiamy wchodząc do środka.
- Tak. Coś się jeszcze wymyśli.
- Niall jesteśmy. Mężczyzna zbiega z góry
- Hej - machamy mu. - Pamiętasz o wizycie?
- Tak. - Annie siada na fotelu głęboko oddychając. Trochę się nachodziłyśmy.
- Tylko żebyś w kościele nie padł z wrażenia, bo się starałam tato.
- Oczywiście słoneczko.- Całuje ją w głowę.
- I chcę siostrę
- Czemu nie brata?
- Już mam. Ale jak wyjdzie drugi, to się staraj o następne
- Jasne.
- A ja będę rodzić, oczywiście - mówię kiwając głową na boki
- No...- uśmiecha się przyjaciółka. - Na przydał Harry już zapowiedział że chce jeszcze syna i córkę
- No jasne, przecież my przedszkole zaczniemy prowadzić. A tak poważnie. Kochanie robiłeś obiad? - patrzę na blondyna ze słodkim uśmiechem.
- Tak. Już wam przynoszę.- Siadamy do stołu i jemy pyszny obiad. Potem gdy jedziemy do lekarza odwozimy Annie. NIall siedzi zniecierpliwiony na korytarzu.
- Spokojnie - uśmiecham się.
- Ale ja już chcę.- Biorę go za rękę i splatam ze swoją. Podnosi ją do góry i całuje.
- Jesteś szczęśliwy?
- Bardzo.
- Ja też. - całuję go w policzek. Obejmuje mnie ramieniem. Z gabinetu wychodzi pacjentka. Teraz przyszła nasza kolej. Wchodzimy do środka witając się z moją panią doktor.
- Dzień dobry. Państwo też będą przychodzić co tydzień?
- To jego wina - mówię. - Musi zobaczyć swoje maleństwo.
- Tak na żywo.
- Tatusiowie.
- Tak. Za każdym razem tak samo panikują.- Siadam na fotelu i robi mi badanie.
- Zadowolony tatuś?- pyta lekarka Nialla
- Bardzo - uśmiecha się.
- Zgrać na płytkę?
- Oczywiście.- Lekarka wręcza nam płytkę i zdjęcia USG.- To zapraszam za Dwa miesiące z tatusiem, to posłucha bicia serduszka.
Uśmiecham się do Nialla. Wychodzimy szczęśliwi. Bierze mnie za ręce i zaczyna kręcić.
- Musimy pojechać do kościoła.
- Tak? A no tak.
- No. Jesteś córką wojskowego więc masz przywileje. Mam nadzieję, że twoja mama nie dostanie zawała jak Lou włoży mundur.
- Haha - śmieję się głośno. Całuję go w usta
- Księża są uparci.
- Zapewne.
- Ale udało mi się go przekonać.
- Sukces kotku sukces.- Parkujemy przed małym kościołem. Jest na prawdę śliczny. Uśmiecham się zagryzając wargę. Będzie piękny ślub. Wchodzimy do środka i ustalamy datę za dwa tygodnie. W samochodzie co chwila rozpraszam czymś nialla.
- Kochanie bo jeszcze spowoduje wypadek
- To zjedź na poboczę.
- Co ci chodzi po głowie?- patrzy na mnie i staje na światłach.
- W tym aucie się jeszcze nie kochaliśmy.
Patrzy na mnie lekko rozbawiony. Powoli odpinam jego pasek i jeżdżę dłonią po jego kroczu. Zdecydowanie... Jestem kobietą w ciąży i natychmiastowo potrzebuje seksu. Zaciskam palce na jego męskości i dalej podróżuję dłonią, a potem znów to powtarzam. Niall zmienia pas. Jakiś idiota na niego trąbi, ale ten się tym nie przejmuje. Skręca w jakąś boczną uliczkę. Jestem zadowolona z tego, że dostanę czego pragnę.
- Tego jeszcze nie przeżyłem. Seks z dziewczyną w centrum miasta
- Narzeczoną - grożę mu palcem i przygryzam płatek jego ucha.
- Tak, narzeczoną.- Parkuje samochód w jakimś garażu, w najdalszym koncie.- Nic lepszego nie znajdę kochanie.
- Ale wiesz co mamy duże to auto. Chodź do tyłu. - przemieszczamy się na tylne siedzenia. Oh jak dobrze, że w tym range roverze są przyciemniane szyby. Wysiada z samochodu i siada na tył.
- Będę częściej zmieniać samochody.- Uśmiecham się i całuję go w usta. Podciągam swoją bluzkę i ją zdejmuję. To samo robię ze spodniami. Niall rozpina swoje spodnie i kładzie mnie pod sobą.
- Jak ja lubię jak tak na mnie reagujesz - mruczę.
- Lubię na ciebie reagować.- Podnosi mnie lekko i opuszcza moją bieliznę. Zsuwam mu bokserki i oplątuje go nogami. Kiedy we mnie wchodzi głośno jęczę. Zamyka mi usta namiętnymi pocałunkami i szybko się we mnie porusza. Moja ręka ślizga się po szybie. O matko jak mi dobrze... Krzyczę dochodząc...Łapię oddech. Niall siada i chce zapiąć swoje spodnie. Chcę go jeszcze. Kręcę przecząco głową.
- Mało...
- Co?
- Ja chce ciebie więcej.
- Bierz co chcesz.
Siadam na jego kolanach. Nakierowuję jego członka na swoje wejście i opuszczam się. Łapie mnie za biodra i dociska do siebie.  Czuję go całego. Nadal taki duży i twardy. Ociera się tam wewnątrz mnie.
- Może ja zadzwonię do Harry'ego. Niech mały zostanie u nich na noc.
- Mhmm - mruczę mu w usta. Odchylam się do tyłu dając mu swobodny dostęp do piersi.
- Wiesz co...
- Tak? - sapię.
- Nie próbowaliśmy tego w garażu
- Tak, to racja..- Ściska moje piersi w dłoniach. Nie mogę już wytrzymać i dochodzę
- Kocham...cię.
- Ja ciebie też.- Nakładam tylko bieliznę i koszulę Nialla. Opieram się o drzwi. nie mam zamiaru się przesiadać. Niall całuje mnie jeszcze w usta i siada za kierownicą.
- Nadal masz ochotę?
- Wiesz, że tak.
- Jesteś nienasycona.- Szybko włącza się do ruchu
- Nigdy nie mam cię dość.
- Ja ciebie też.- Wybiera numer Harry'ego. Jest na głośniku więc słyszę wszystko.- Harry czy Nathan może zostać u was na noc?
- Jasssne, a co szykuje ci się całodobowy seks?
- Tak...- śmieje się Niall.- Ja już nawet zacząłem.
- Uuu, no stary. Jest 15. Nieźle.
- Jak działać to na całego.
- Z taką laską
- Ta laska wszystko słyszy
- Cześć słoneczko!
- Cześć Harry
- Ale cię wymęczy.
- Sama tego chce. Boże ja gada o moim życiu seksualnym z przyszłym zięciem.
- A ja gadam o życiu seksualnym z przyjaciółką, a dziewczyną mojego ojca. Przebij - słyszymy Annie
- Wiecie co... My za chwilę będziemy bardzo zajęci. Miłej zabawy z braciszkiem.- Niall szybko się rozłącza i parkuje w garażu. Śmieję się siadając. Obejmuję jego szyję.
- To była dość dziwna rozmowa...- Wyciąga mnie z samochodu.
- Tak, bardzo.
Sadza mnie na masce samochodu. Rozsuwam nogi. Zagryzam wargę a moje palce zaczepiają o krawędź moich majtek. Uśmiecha się do mnie i powoli rozpina guziczki koszuli.
- Chyba każdy facet marzy o piękniej dziewczynie na masce jego super wozu
- Więc brakuje ci jeszcze pięknej dziewczyny na tej masce.
- Sądzę, że mam najpiękniejszą dziewczynę... poprawka narzeczoną.
- Oj misiek - całuję go w usta, a później p o szyi. Biorę jego dłonie i kładę na swoich biodrach.
- Tu mam cię dotykać?
- Wszędzie Niall. Każdy centymetr dotykaj.
- Na pewno będę.- Wkłada palce za gumkę od moich majtek. Jeżdżę dłońmi po jego plecach. Zaczepiam o pasek. Powoli zsuwa ze mnie moją bieliznę. Moje majtki lądują przy kole auta. Odchylam się do tyłu opierając ręce o maskę. Przejeżdża dłońmi po moim brzuchu i dotyka mojej kobiecości. Wzdycham i dotykam jego dłoni. Tracę przez niego zmysły. Przez jego dotyk Nie skupiam się na niczym, a myśli odpływają. Jęczę głośno a on nie zaprzestaje swoich tortur
- Wiesz że...zaraz dojdę - jęczę.
- O to mi chodzi...- Zaciskam palce na jego ramionach i krzyczę spełniona. ale nie mam dość. Rozpinam jego spodnie i ściągam je z bokserkami. Zsuwam się lekko z maski samochodu wprost na niego. Trzymam narzeczonego za szyję i zamykam oczy. Jezu, to jest cudowne uczucie. Wbija się we mnie głęboko. Krzyczę jego imię. Leże na masce samochodu łapiąc oddech.
- To było...- sapie Niall
- Niesamowite...- przymykam oczy.
- Tak...- Bierze mnie na ręce i niesie do sypialni. Leżymy na łóżku Niall jeździ palcami po moim udzie.- Chyba na dzisiaj dosyć
- może na razie. - wtulam się w niego
- Na razie?
- Tak.
- Boże kobieto
- Słucham misiek? - całuję go w linię szczęki.
- Wykończysz
- Oj no, noc przed nami
- Tak. Cała noc
- Właśnie- Całuje mnie w szyję
- Na pewno ci się taka podobam? Może mam coś zmienić?
- Jesteś idealna
- Jesteś słodki.
- Mówiłaś już to
- Wiem, i będę powtarzać
- Głodna?
- Po co pytasz- śmieję się
- Idę coś zrobię.- Wstaje z łóżka i zakłada bokserki. Patrzę za nim z uśmiechem.
- Ale ja mam szczęście.
- Ja też.- Wychodzi z pokoju, a po kilku chwilach wraca z kanapkami.- Zapomnieliśmy o zakupach
- To zaraz pojedziemy.
- Jasne. Tylko bez numerów z popołudnia
- Ale jak mi się za chce...
- To błagam po zakupach.
- Dobrze kochanie- Jemy i się ubieramy. Jedziemy po zakupy. Dużo kupujemy jedzenia. Przy moim apetycie i tak mało. Kupujemy też małemu rzeczy. Pampersy itd.. Normalnie pełen bagażnik zakupów. Siadam obok Nialla w aucie. Cmoka mnie w policzek i rusza W domu robimy obiadokolację. Zjem dosłownie wszystko. Normalnie nie poznaje siebie.
- boże, ja sie musze ograniczyć - zaczynam mierzyć cukier
- Ze słodkim na pewno
- Ale ja muszę.
- Oj wiem
- No wlasnie.
- Moje biedactwo.
- Obejrzymy jakiś film?
- Tak, to dobry pomysł - uśmiecham się. Siadamy na sofie i wtulam się w niego oglądając.

piątek, sierpnia 22

Rozdział 21

 Przez całe wakacje moja uwaga była skupiona tylko na Nathanie. Wracam ze spaceru z małym. Po drodze zachodzę do rodziców.
 - Znowu... za długo byłeś w domu.- krzyczy mama.
- Co się dzieje? - pytam.
- Twój tata chce wrócić do wojska. Na czynną służbę.
- Chyba żartujesz - patrzę na niego.
- Dostałem tylko taką propozycję. Ja się tylko nad tym zastanawiam.
- to się nie zastanawiaj - mówimy równo.
- Jasne. Wojsko to moje życie.
- Albo ja albo wojsko - decyduje mama.
- Co?- patrzy na nią zaszokowany.
- Tak, ja nie chcę przeżywać powtórki z wojska jeśli coś. Znajdź sobie inną pracę
- Czemu od razu zakładasz najgorsze.
- Tam tym razem też miałam nie zakładać!
- I co jestem. Nic mi się nie stało.
- nic? Nic?! 18 lat cię nie było!
- Mamo nie denerwuj się. Tata jest mądry i nie podejmie tak głupiej decyzji.
- Właśnie kochanie uspokój się.- próbuje ją przytulić, ale ta się cofa o kilka kroków.
- Nie odzywaj się do mnie. - wychodzi z pokoju. Przeczesuje palcami włosy. Stoi na środku salonu jakby nie wiedział co ma zrobić.
- Zostajesz - grożę mu. Nic nie mówi. Patrzy się na mnie. Podchodzę bliżej niego. - Masz mnie, mamę, będziesz miał syna i masz wnuka. Czego ty więcej chcesz?
- Nie umiem bezczynnie siedzieć w domu.
- To znajdź sobie jakąkolwiek inną pracę.
- Mercy ja to robiłem całe życie
- nie ważne
- Tak nie ważne to co ja chcę.
- Na pewno tego chcesz? - jestem wściekła. - To nie będziesz miał do czego wracać. - wychodzę z synem z domu i wracam do nas.
- hej- Niall bierze chłopca na ręce.- co się stało?
- nic - idę do kuchni.
- przecież widzę
- Nic, wszystko jest super zajebiście - biorę szklankę soku i siadam na krześle podpierając głowę.
- Kochanie. ..- przytula mnie do siebie.
- Mój ojciec jest głupi.
- Nie sądzę. To mądry facet
- Wcale nie.
- Co zrobił?
- chce wrócić do wojska.
- Uuu. .. nie lepiej mu zająć się ochroną. Z przeszkoleniem militarnym byłby całkiem niezły.
- Porozmawiaj z nim.
- Dobrze- Całuję go w usta i robię mleko dla synka. Nie jestem zadowolona, że do poniedziałku trzeba iść do szkoły, Nie chcę mi się i to strasznie. Idę do sypialni. Niall pochyla się nad Nathanem.- Patrz co dzisiaj przyszło.
- Co? – pytam.
- Ten dokument stwierdza że jesteśmy prawnymi opiekunami.
- Oo.. - patrzę na papier uśmiechając się.
- Nawet jakby się znalazła jego rodzina to go nam nie zabiorą.
- Cudownie. - siadam na łóżku zadowolona. Biorę malucha na ręce i karmię butelką.
- To idę pogadać z twoim tatą.
- Dobrze. - gdy Nathan zjada usypiam go. Nucę mu jakąś kołysankę. Tak szybciej zasypia. Odkładam go do łóżeczka i idę zrobić obiad. Wieczorem wraca Niall troszkę pijany. - Jak ty z nim rozmawiałeś kochanie?
- Przy wódce.- obejmuje mnie w tali.- Będę pracował z teściem.
- Co?
- Mam nowego szefa ochrony. Zdecydowanie zróbmy sobie dziecko.
- Niall, co ty gadasz? - jestem za tym aby poszedł spać.
- No zróbmy sobie dziecko. Nawet teraz.- Sadza mnie na blacie i staje między moimi nogami.
- Mamy, śpi tam. - śmieję się.
- To jeszcze jedno. Chce mieć więcej dzieci.
- A odpowiedzialność gdzie?
- Została za drzwiami.
- A rano nic nie będziesz pamiętał.
- Oh. .. dobra. Nie to nie.- Kręcę głową patrząc na niego.
- Jutro ci przypomnę, ciekawe co powiesz.
- To samo co dziś. Idę spać. Auto zabrała mi twoja mama. Lubię je, tam też się kochaliśmy.
- Tak, my to robiliśmy prawie wszędzie.
- Nie wszędzie. Został balkon, kuchnia i nowy dom, a i winda.- On jest uroczy taki pijany. Całuję go w policzek uśmiechając się.
- Słodki jesteś.
- I troszkę pijany. Twój tata ma lepszą głowę.
- Wiem. I cię spił. No bo jak odmówić mojemu tacie
- Oj tak. Dobranoc kochanie.
- Dobranoc - śmieję się. Idę z nim do sypialni.  Od razu zasypia, a ja po nim. Budzi mnie Niall z Nathanem. Biorę chłopca na ręce.
- Cześć. Zrobiłem śniadanie.
- Hej - uśmiecham się. - Dobra, już wstaję.
- Śniadanie przyszło do ciebie.
- Dobra, Niall uderzyłeś się w głowę? - patrzę na niego rozbawiona. - Śniadanie do lóżka..mmm.
- Muszę lecieć do Nowego Jorku. Wracam 13.
- Wiedziałem, że coś się stało. Tylko że ja mam szkołę a ty Nathana nie zabierzesz.
- Harry i Annie pomogą. A tu masz klucze od domu. Po jutrze można się wprowadzać.- Wypuszczam powietrze miętoląc w palcach kołdrę. Ja go kiedyś zabiję. Już nic nie mówię tylko jem.
- A i wczoraj mówiłem poważnie.
- Co?- patrzę na niego. - Czemu ci się odmieniło?
- Nie wiem. Nie pytaj. Powiedzmy tak oboje z Louisem coś zrozumieliśmy
- Co takiego kochanie?
- Że życie jest za krótkie by odkładać coś na później.
- Jaka sentencja życia. Widzisz, tatuś czasem myśli - całuję synka w czoło.
- Tak. Kocham cię.
- Ja ciebie też - całuję go w usta.
- Muszę lecieć na lotnisko. Dasz sobie radę?
- Tak, tak. Idź sobie.
- Zadzwonię.- Bierze torbę i wychodzi.
-  no i sobie poszedł. - mówię do Nathana. Po południu jadę do przyjaciółki.
- To mu się nie spodoba. Wymyśl coś innego Harry.
- Cześć - mówię.
- O hej.
- O czym tak zawzięcie dyskutujecie?
- O prezencie dla taty. Chodź braciszku.- Podaję jej Nathana.
- Akurat wraca w urodziny. Można po prostu zrobić mu niespodziankę jak wejdzie do domu.
- Jasne. Zmyje się po 10 minutach. Przyjęcie odpada.- Siadam na oparciu kanapy.
- Nie wiem. - mówię zastanawiając się.
- Ty masz większe pole do popisu.
- Ale ja się zajmuję drugą częścią urodzin - śmieję się. - Przepraszam, że przerwę. Harry masz czekoladę?
- Tak mam.
- A podzielisz się?
- Jasne.- Dostaję słodycz i znów zaczynam myśleć. Nie mam pojęcia co mu kupić. Odpowiedź mi przychodzi po tygodniu. Trzymam w rękach usg i stoję z otwartymi oczami. Ja chyba w szoku jestem... Wpadki się zdarzają. Jadę prosto do Annie.
- Cześć, możemy pogadać?
- Jasne. Nathan na spacerze z Harry'm.
- To dobrze - wypuszczam powietrze kładąc ręce na biodra.
- Chcesz coś do picia jedzenia ?
- nie, dzięki. Mam naprawdę przypadkową niespodziankę dla Nialla.
- Tak? No mów.- dziewczyna zaczyna jeść ciastka.
- Będziesz mieć rodzeństwo.
- Wow. .. to się nazywa prezent. Padnie jak mu to oznajmisz
- Tak - zabieram jej jedno ciastko.
- Ale będzie miał niespodziankę. Z Harry'm rozmawialiśmy i jak chcesz to możemy się zająć w urodziny tatusia Nathanem a i ty będziesz chrzestną naszej córeczki- mówi szybko
- Córeczki? - pytam. - Wow, super. Gratuluję. I dziękuję. - uśmiecham się.
- No... Pani doktor powiedziała nam to w tamtym i w tym tygodniu. Harry nie mógł uwierzyć.
- Ma swoją księżniczkę. O, Niall te się ucieszy. Wnuczkę będzie miał. - przytulam ją.
- Tak.  To już czwarty miesiąc. Jak w szkole?
- Dobrze. Nawet w 3 nie jest tak  źle. A ty się w domu uczysz tak?
- Tak. Harry się uparł, i nie wiem czy chciałbym teraz iść do szkoły. Nie mam ochoty słuchać, że się puszczam z niewiadomo kim.
- Rozumiem  - kiwam głową.
- Mam więcej czasu na pisanie artykułów. Twoja mama jest ze mnie zadowolona.
- Wiem, wiem. Bo naprawdę jesteś świetna. Siedź jak siedzisz - proszę i zaczynam rysować przyjaciółkę.
- Ty i twoja wena. Ale ja chcę ciastko.
- Dobra, jedz ciastko. Będę mieć więcej na kartce - śmieję się
- Nie wiem czemu mnie malujesz. Jestem gruba.
- Nie jesteś. Marudzisz jak moja mama.
- Pogadamy za cztery miesiące jak ja będę się cieszyć córeczką a ty będziesz narzekać na brzuszek.
- Tak, tak. I zamęczę twojego tatę.
- On oszaleje ze szczęścia.
- Kto oszaleje?- pyta Harry, który akurat wchodzi.
- Cześć - macham mu. - Siadaj obok niej. - proszę go. - I Niall oszaleje.
- On już oszalał. Wysyłam mu zdjęcia co godzinę małego.
- Tak, ale będzie miał jeszcze jedno. No siadaj, raz, raz.
- Już.- Harry obejmuje Anie ramieniem i całuje ją w skroń.- O co jej chodzi?
- Bedzie rysować.
- Aha. Mnie?
- Nas.
- Czy mogę zaprotestować?
- Nie - odpowiadamy równo. - Uśmiecham się rysując zakochaną parę.
- Ej, czekaj. Stój. Idę po ciastka - wstaje szybko i idzie do kuchni, a potem wraca z miską i zajmuje miejsce.
- Jak się wam podoba?- pytam i pokazuję im skończony obrazek.
- Masz mega talent - mówi Harry trzymając kartkę. - Piękne.
- Cudowne.
- To dla was - mówię. - Ale jak mi dasz czekoladę.
- Już idę. Co wy kobiety macie z tą czekoladą.
- Dzieci są wymagające - śmiejemy się.
- Zostajesz u nas czy cię odwieźć?- pyta Harry.
- A mogę zostać?
- Oczywiście, głupie pytanie- mówi Annie.- Kochanie zrobisz obiad. Bardzo ładnie proszę.
- Ty zawsze ładnie prosisz - całuje ją w usta i idzie do kuchni.
- Pstrykniesz tylko palcem i masz- śmieję się.
- Podoba mi się to. Ale on nie działa za darmo.
- Łatwo się domyślić.
- Ale muszę przyznać, że jego waluta jest bardzo przyjemna.- Uśmiecham się mierząc swój cukier.
- Właściwie to myślisz, że dziecko musi odziedziczyć chorobę?
- Nie. Twoja mama nie jest chora. Cukrzyca nie jest dziedziczna.
- Podobno jest. Tylko ta typu 1.
- Okaże się.
- Muszę wykąpać Nathana.
- Śpi teraz. Nie budź mojego braciszka.
- No nie teraz - śmieję się. - Ale pod wieczór.
- To tak. - Harry przynosi nam obiad.
- Dziękuję...- Annie całuje go w usta. Ten oddaję pocałunek. Są słodcy.  Tęsknię już za Niallem. To tydzień, a ja chcę już się przytulić. Ale muszę wytrzymać jeszcze tylko tydzień. Dzisiaj śpimy w sypialni Nialla. Ja i Nathan.  To bardzo spokojne dziecko. Rzadko się budzi w nocy. Najwyżej raz czy dwa. Około 6 chodzę z nim po kuchni i karmię.  Czekam aż mu się odbije i wsadzam do wózka. Spacerujemy po ogrodzie.
- Lubisz za to wcześniej wstawać - mówię do niego z uśmiechem. Uśmiecha się tylko do mnie. Całuję jego rączkę i spacerujemy dalej Bardzo lubi przebywać na świeżym powietrzu. Robię śniadanie Annie i Harry'emu. Na dół pierwszy chodzi Harry.
- Nie śpisz?
- Nathan nie lubi długo spać.
- Po co marnować tak piękny dzień.
- No właśnie. Proszę. - stawiam talerze.
- Nie musiałaś. Zrobiłbym.
- Oj przestań
- Dzięki za kawę.
- Muszę iść do szkoły. Mogę go zostawić tak?
- Tak.
- Dziękuję
- Tak się umówiliśmy. Pojedziesz z wujkiem do pracy. - Nathan się śmieje. Całuje chłopca, a później Harre'go w policzek i jadę do szkoły.  Zajęcia szybko mijają.  W drodze powrotnej zajeżdżam do taty. Siedzi w firmie Nialla i kręci się na krześle.
- Nudzi ci się? - pytam
- Bardzo.
- Ale wytrzymasz.
- Tak. Bo mnie żona z domu wyrzuci.
- No właśnie. będziesz dziadkiem.
- Jestem... Że co proszę?
- Jestem w ciąży. Będziesz dziadkiem.
- Dobrze, że go tutaj nie ma.
- No przecież i tak mam Nathana to co to za różnica
- Mercy jesteś taka młoda...
- Od razu mówię że ja chciałam tego dziecka..
- Aaa... A studia, szkoła?
- Chodzę do szkoły. Na studia też pójdę.
- Dobra. Nic już nie mówię.- Całuję go w policzek.
- cieszysz się?
- Tak.
- Uff. I nikogo nie zabijesz.
- Dam mu w nos, żeby było sprawiedliwie bo Harry dostał.
- Ej wiesz co. - robię smutna minkę
- Jakaś równość musi być. ON dla Harry'ego dał w nos
- Oj no weź.
- CO no weź
- nie zrobisz tego, jesteś super kochany
- I tak go opieprze.
- Boże i weź się z nim dogadaj - kręcę głową.
- Tacy są tatusiowie.
Chwilę rozmawiamy, a potem wracam do domu. W sobotę idziemy na zakupy z Annie, a następnego dnia wraca Niall. Nie mogę się już doczekać. Cały dzień chodzę po naszym nowym domu i sprzątam. Jest taki wielki i rozłożysty. Ma piękny ogród.  Stoją przy szklanych drzwiach tarasu i patrzę na jezioro. To nasze miejsce. Uśmiecham się, ale zaraz słyszę płacz. Idę do synka i go biorę na ręce. Podchodzę do okna.
Paluszkami dotyka szyby. Nie ważne, że ją przed chwilą myłam.
- Też ci się tu podoba prawda?- Śmieje się tylko. Całuję go w nosek i wsadzam do wózka. Mówię do niego i zabawiam.  Jest on taki wspaniały, nie wyobrażam sobie, że go nie mam.
- Mój skarb - całuję go w czółko. Usypia, więc odstawiam wózek przy sofie i idę na górę. Biorę szybki prysznic i tylko w ręczniku stoję przed lustrem. Zakładam nową bieliznę, ale zastanawiam się którą sukienkę mam ubrać.  W szafie, a raczej wielkiej garderobie znajduję pudełko podpisane "Na urodziny tatusia". Ta Annie. W środku jest czarna, krótka sukienka. Ta dziewczyna ma gust. Ubieram sukienkę i faluję włosy. Maluję oczy podkreślając je czarnym tuszem i kredką. Dawno się tak nie ubierałam. Patrzę na mało widoczny brzuszek. Ja o nim wiem, więc  go widzę ale raczej nie jest zauważalny Przyłam tylko kilogram. Schodzę na dół. Niall pochyla się nad wózkiem. Uśmiecham się widząc go.
- Patrz tatuś przywiózł ci misia. - Nathan wyciąga rączki po maskotkę. Niall się odwraca i patrzy na mnie. Podchodzę do niego z uśmiechem. Ale ja się stęskniłam.
- Po pierwsze to hej - całuję jego usta. - Po drugie wszystkiego najlepszego kochanie.
- Dziękuję i cześć skarbie. Patrz jaka ta mamusia śliczna.- Śmieję się patrząc na chłopca, który się uśmiecha.
- Nigdy więcej nie jadę nigdzie na tak długo
- Byłoby fajnie. - śmieję się. Nathan zaraz zasypia z misiem. Idę z Niallem do jadalni, gdzie jest kolacja.
- Oo jak miło. dla ciebie tez cos mam
- Ja nie mam urodzin - uśmiecham się sięgając po białą kopertę.
- Tak ale tak bez okazji
- To poczekaj. Najpierw ty coś dostaniesz - podaję mu kopertę.
- Mały ten prezent
- Będzie rósł.
- A miałem nadzieję że od razu będzie miał metr sześćdziesiąt i piękną czarną sukienkę, a i jeszcze...- Wpatruje się w USG z otwartą buzią. Uśmiecham się patrząc na niego.
- Na pewno będzie rósł.
- Sam zapracowałeś na taki prezent.
- Tylko jakim sposobem.- Ciągnie mnie na swoje kolana.
- Wpadki się zdarzają - cytuję Annie.
- Oj tak...- Całuje mnie w usta.- To najwspanialszy prezent jaki dostałem.- Uśmiecham się do niego.
- Kocham cię.
- Też cię kocham bardzo cię kocham.
- Tęskniliśmy.
- Ja za wami też. - Całuję go w szyję i siadam na krześle obok.
- Poczekaj chwilę. Tutaj jest ten maluszek.- Kuca na przeciwko mnie i całuje w brzuch. Jak go nie kochać? On jest cudowny - Który tydzień? I boże ty byłaś sama w domu i robiłaś zakupy. Dźwigałaś.
- Dziewiąty, ale nic mi nie jest.
- Przez dwa miesiące się tutaj ukrywałeś maluszku. -Całuję go we włosy uśmiechając się.
- Uważaj na mojego tatę.
- Dlaczego?
- Bo ci nos złamie.
- Aaa... Jasne.- Głaszczę go po policzku.
- Dobrze, że się cieszysz,
- Skaczę z radości.
- Trochę się bałam.
- Czego skarbie?
- Że.. nie wiem. No ale się cieszysz i jest dobrze - łączę nasze usta.
- Jest cudownie. - Bierze mnie na ręce i zaczyna kręcić.- Weźmy ślub.
- Coo? - trzymam go za szyję śmiejąc się.
- Kurde zapomniałem się oświadczyć. Wyjdziesz za mnie?- Szeroko się uśmiecham wszystkim zaskoczona. Wplatam palce w jego włosy i go całuję.
- Taak.
- To teraz weźmy ślub.
- No po oświadczynach kiedyś bierze się ślub na ogół.
- Ale mi chodzi, teraz, zaraz. Może nie dokładnie w tym momencie.
- Zwariowałeś - uśmiecham się.
- To już wiem od dawna. Co ty na to? Nie musi  być duży, chyba że chcesz taki
- Nie, nie duży - przytulam się do niego. - Ale nie cywilny, proszę cię.
- Kościelny. Oczywiście że kościelny. Z piękną panną młodą i całą przyjemnością ściągania z ciebie sukni.
- Tak, ale tą sukienkę tez możesz zdjąć. Np, teraz. To jak?
- Oczywiście, że tak.  z ciebie mogę ściągać wszystko.
- I tylko ty.
- Chyba bym się wkurzył, jakby robił to ktoś inny.- Niesie mnie na górę do sypialni. Trzymam się jego szyi którą co chwila całuję. Kładzie mnie na wielkim łóżku i najpierw ściąga moje buty. Rzuca moje szpilki na bok. Przyciągam go nogami do siebie.- Powoli kochanie...- mruczy składając pocałunki na mojej szyi. Przesuwam dłońmi po jego koszuli. Rozwiązuję krawat. Mój pan prezes. Wygląda bosko w tych swoich garniturach.
- Jeszcze mi cię sekretarka poderwie.
- Jaka sekretarka?- Marszczę zabawnie brwi.
- Dużo masz sekretarek w firmie kochanie
- Mogę je wszystkie zwolnić i zatrudnić mężczyzn.
- Ale nie masz podstaw
- Coś bym znalazł. Chociaż nie interesuje mnie nikt inny niż ty. Nawet brakuje mi ciebie
w pracy.
- Mogę być twoją sekretarką. Bardzo chętnie.
- O nie, nie. Bo przestanę pracować. Ty będziesz siedzieć w domu.- Powoli rozsuwa zamek mojej sukienki.- Nie przestajesz mnie zadziwiać kochanie. Rozbieranie ciebie to jak rozpakowywanie świątecznych prezentów
- Doprawdy? - mruczę mu do ucha. - To teraz musisz to bardzo ładnie i grzecznie zdjąć - pokazuję na bieliznę.
- Grzecznie? Nie jestem grzecznym chłopcem
- Ale ja chcę mieć ją w całości.
- To ci kupię drugą. Właściwie przywiozłem ci coś z Nowego Jorku, powinna ci się spodobać.- Obracam nas. Całuję go w usta i staję na łóżku. Sama powoli zaczynam się rozbierać z koronki. - Chociaż to jest o wiele przyjemniejsze.- Dotyka moich piersi. Uśmiecham się do niego zsuwając dolną część. Kręcę przy tym tyłkiem. Widzę ten błysk w jego oczach. Zostaję naga. Rozpinam pasek jego spodni.
- Z tym możemy poczekać. Mam ochotę podotykać moją narzeczoną.
Całuję go w usta i oddaję się w jego ręce. Delikatnie przejeżdża dłońmi po mojej szyi i dekolcie. Zatrzymuje się na piersiach ściskając w palcach sutki. Odchylam głowę do tyłu. Niall  bierze jedne do ust delikatnie go ciągnąć. Jego ręce zjeżdżają po moich plech, pośladkach i udach.  Wzdycham głośno. Czuję jak gorąca fala podniecenia zalewa moje ciało. Drobny dotyk sprawiający dużo przyjemności. Wraca tą samą drogą co przyszedł.  Uśmiecham się. To będzie długa noc. Oddycham coraz szybciej.
- Teraz możesz robić ze mną co chcesz kochanie.- Niall zachłannie całuje mnie w usta. Oddaję spragniona pocałunki. Zdzieram jego koszulę i rzucam ją na podłogę. Jeżdżę paznokciami po jego plecach. Ciągnę zębami za wargę blondyna, a moja dłoń zjeżdża po jego torsie do spodni. Sprawnie odpinam pasek i guzik. Powoli zsuwam jego spodnie. Niall chce ułożyć swoje ręce na moich biodrach, ale ręce przecząco głową. Wsuwam dłoń do bokserek narzeczonego. Jak zawsze gotowy i twardy. Kilka razy przesuwam po członku dłonią zanim wezmę go do ust.
- Mercy...- sapie zaczynając poruszać biodrami. Uwielbiam sprawiać mu przyjemność. Czuję jego palce w moich włosach. Robię to coraz szybciej. Zataczam kółka językiem. Czuję, że zaraz dojdzie. I tak się po chwili dzieję. Połykam wszystko oblizując usta.
- Lubisz to - szepczę mu do ucha i całuję zaraz w usta.
- Uwielbiam wszystko co mi robisz.
- Nawzajem - rysuję paznokciem po jego torsie
- To co teraz skarbie?
- Na co masz ochotę? To twoje urodziny. Zrobię wszystko.
- Mam ochotę tylko na ciebie.
- Więc mnie bierz - wpijam się w jego usta.
- Ale to ty miałaś rządzić.
- I będę. - uśmiecham się przez pocałunki. Jedną ręką sięgam po pasek spodni. Patrzy na mnie zaciekawiony. Zawiązuje mu ręce tak, że nie może mnie dotknąć. Składam pocałunki od szyi, przez ramiona. Jestem nad nim, ale nie podnoszę bioder. Celowo tylko się ocieram o jego męskość. Szybko oddycha przez usta. Wypycha biodra w moją stronę. Trochę go dręczę. Ale tylko mu wolno? W końcu lituję się i opuszczam na niego. Ale bardzo powoli.
- O boże....
Mi było tak samo dobrze jak jemu. Dochodzę równo z nim. Rozwiązuję ręce Niallowi. Całuję go po szyi głęboko oddychając.  Obejmuje mnie w tali i tuli do siebie.
- Zawsze jest tak cudownie.
- bo z tobą.
- Podobają ci się takie urodziny?
- Cudowne.
Uśmiecham się muskając jego wargi. Czule oddaje mój pocałunek. Jeszcze nie raz tej nocy się kochaliśmy.

piątek, sierpnia 15

Rozdział 20

Niall odbiera mnie z warsztatów, strasznie pada. Biegnę przez parking prosto do samochodu. Całuję go w policzek i ruszamy. Ledwo cokolwiek widać.  Niall gwałtownie hamuje bo jakaś kobieta wbiega nam pod koła. Mężczyzna od razu wysiada.
- Nic pani nie jest?- pyta. Kobieta na rękach trzyma małe zawiniątko. Wieziemy ją i jej synka Nathana do szpitala. Kobietę biorą na obserwacje, a Niall zostaje trzymając chłopca na rękach. Widzę jego uśmiech. Siedzimy tam parę godzin. Mężczyzna nie może oderwać się od tego maluszka.
- Państwo są kimś z rodziny?- pyta lekarz.
- Nie. Ona wbiegła nam pod koła. Coś jej się stało? Myślałem, że wyhamowałem.
- Zostawiliśmy ją tylko na chwilę. Popełniła samobójstwo. Miała depresję poporodową.
- Co się stanie z chłopcem?- pytam patrząc na dziecko w ramionach Nialla.
- Najpierw trafi do pogotowia opiekuńczego, a później do domu dziecka- wyjaśnia nam lekarz. Patrzę na Nialla, a on na mnie. Biedny chłopiec. Taki mały, a już sam.
- Niall...- zaczynam
- Tak skarbie?
- Przecież nie można go tak zostawić.
- Wiem, ale co my możemy?
- Jak nie zaczniesz teraz mówić o odpowiedzialności to może my...
- Ale on nie jest nasz. Nie będzie ci to przeszkadzać?
- Ty naprawdę traktujesz mnie jak dziecko czy dziewczynę bez uczuć. Jak ma mi to przeszkadzać? - jestem bliska płaczu bo nie chcę zostawiać takiego maleństwa.
- Gdybym chciał zaopiekować się nim, to co musiałbym zrobić?- pyta lekarza.
- Złożyć papiery adopcyjnej.
- I mógłbym wziąć teraz chłopca do domu?
- Myślę że tak.
- Zadzwonię do prawnika i Harry'ego, przyda się nam parę rzeczy.- Ostrożnie podaje mi Nathana. Najpierw rozmawia z prawnikiem później z Harry'm i jeszcze z kobietą z opieki społecznej, która przyjechała po chłopca. A ja nie odrywam od niego wzroku. Siedzę i trzymam tego maluszka. Ja patrzę na niego a on na mnie. Ma może z miesiąc. Dotykam jego maleńkiej rączki.
- Jesteś taki śliczny - całuję go w główkę.
- I nasz. Pieniądze działają cuda.- Uśmiecham się tuląc chłopca.
- Harry kupi parę rzeczy i zaraz przyjedzie z fotelikiem.
- Kocham cie - patrzę Niallowi w oczy. Właśnie uratował tego chłopca przed sierocińcem
- Nie traktuję cię jak dziecko albo kogoś bez uczuć. Po prostu martwię się o twoja przyszłość.
- To przestań. Ja wiem, że dam radę. Będziesz oglądał moje pracę na ładnych wystawach. A taki maluszek będzie kolejnym powodem do starań.- Uśmiecha się lekko i całuje mnie w głowę. Nathan zaczyna płakać. Jest głodny.
- Mogę?- podchodzi do nas pielęgniarka.- Zaraz ktoś go na karmi i zbada go pediatra.
- Niech pani uważa - mówię cicho i ostrożnie go podaję.
- Oczywiście. Ale będziesz miał dobrze z takimi rodzicami.- Uśmiecham się i przytulam do Nialla. Mężczyzna całuje mnie w głowę.
- Dziękuję.
- Za co maleńka?
- Że stworzysz mu dom.
- Inaczej nie umiałbym zrobić.
- Dlatego dziękuję.- Wpada Harry.
- Po co ci to wszystko?
- Dla dziecka a po co niby? - odwracam się do niego i odpowiadam za Nialla
- Nie wnikam.
- Dzięki - mówi blondyn biorąc rzeczy
- Jasne nie ma sprawy.
- Mamy synka wiesz? Ma na imię Nathan.
- Szybko.
- Tak trochę.
- To gratulacje.
- O - szybko podchodzę do pielęgniarki aby wziąć Nathana.
-Jakby gorączkował to proszę przyjść.
- Tak, oczywiście.- Jedziemy do domu. Niall wnosi wózek na górę. W mieszkaniu idę do salonu. Biorę potrzebne rzeczy aby przebrać i przewinąć chłopca.
- Resztę kupimy jutro.- Kiwam głową. Niall, bo on to umie od lat, pokazuje mi co mam robić.
- Jest taki spokojny.
- Aniołek.
- Położę go.
- Dobra - odsuwam się a Niall go bierze Pół godziny później wraca do salonu.
- Śpi?
- Tak. Grzeczny chłopczyk.- Siadamy na sofie. Przytulam się do niego. Całuje mnie po głowie.
- Widzisz. Masz syna.
- Tak. Ślicznego synka.
- O Matko..Mamy dzisiaj iść na kolację do rodziców.
- Mam nadzieję, że przeżyje.
- Myślę że tak.
- A to dobrze. Zobaczę co ten Harry kupił. - Harry kupił parę ubranek, nosidełko i takie typu potrzebne rzeczy. no i oczywiście pampersy.
- O mleku zapomniał.
- To ja kupię - zaczynam się ubierać.
- Ja pójdę. A ty zostań.
- Dobrze - zgadzam się i idę do małego. Pochylam się nad wózkiem. Tak spokojnie śpi. Dotykam jego policzka i rączki. Jest nasz. Poprawiam mu kocyk i całuje w czółko. Biorę telefon i dzwonię do taty. Chcę wiedzieć o której mamy przyjść
- Hej słońce.
- Cześć tato. Powiesz mi kiedy mamy przyjechać?
- Koło osiemnastej.
- Dobrze. Muszę ci kogoś przedstawić.
- Co? Jasne.
- Do zobaczenia.
- Jasne córeczko.- Uśmiecham się i rozłączam. Biegnę coś zjeść. Niall wraca z paroma rzeczami. Całuję go w policzek i odbieram zakupy
- Kupiłem jeszcze parę ciuszków.
- Ooo.
- W czymś musi iść do dziadków.
- Wiesz że to do mnie jeszcze nie dochodzi?
- Do mnie też.
- A rano szłam tylko na warsztaty. - wtulam się w niego.
- Tak.- Uśmiecham się do niego. Podjeżdżamy pod dom rodziców. Wypinam fotelik - nosidełko z auta. Wchodzimy do środka.
 - Cześć Mercy...- tata patrzy zaszokowany.
- Cześć tato. - uśmiecham się.
- Kto to?
- Nathan - odpowiadamy.
- Jezu jako śliczny- mówi mama.- Skąd go macie.
- Takie małe zamieszanie - tłumaczę.
- Aha. Chodź do mnie. Louis zamknij buzię.- Mama bierze małego na ręce. Podchodzę do taty i go gładzę po plecach.
- Ale jak?
- Boziu tato. Po prostu jesteś dziadkiem. nie ważne jak. Masz zagadkę na parę lat.- Przytula mnie. Całuję go w policzek.
- Chodźcie kolacja gotowa.- Idziemy do salonu. Mama się nie może oderwać od Nathana.
- Jaki ty śliczny.- Uśmiecham się siedząc Niallowi na kolanach.
- Ale oddadzą go nam?- pyta Niall.
- Zaczynam wątpić.
- Oni będą mieli własne.
- No ale sam widzisz jaki zachwyt.
- Tak.- Rysuję palcami wzorki na jego karku.
- Twoja córka się zdziwi.
- pewnie już wie.
- Pewnie. - opieram głowę o jego ramię. Całuje mnie w czoło. Siedzimy tu długo. Rodzice nie chcąc nas wypuścić.
- O Boże... zostańcie.
- nie ma tu rzeczy
- Trochę jest.
- Seerio?
- No brata będziesz miała
- Aaa! Będę mieć brata.
- Tak. Nie krzyczy bo dziecko obudzisz.
- Przepraszam. Super
- Tak.
- Tak.
- Chodź maluchu do dziadka. Położę cię spać.- Tata znika na górze z małym.
- Teraz to będzie często was odwiedzał.
- Popatrz i nie jest zły.
- Raczej się zakochał.
- Tak. - Idziemy do mojego pokoju. Dawno mnie w nim nie było.
- Chodź pod prysznic - mówię ziewając. Niesie mnie do łazienki. Bierzemy wspólny prysznic i idziemy spać.

piątek, sierpnia 8

Rozdział 19

 Budzę się dość późno. Dobrze, że dzisiaj sobota i nie muszę iść na warsztaty. Próbuje się podnieść ale nie. Boli. Uśmiecham się lekko na samo wspomnienie wczorajszej nocy. Z łazienki wychodzi Niall. Ma na sobie tylko nisko opuszczone jeansy.
- Kąpiel?- Pyta całując mnie w usta,
- Yhym.. - wyciągam ręce i przytulam się. Niesie mnie do łazienki i wsadza do wanny ciepłej wody. Ładnie pachnie. Ciekawe czego dosypał.
- Ale chodź do mnie. - biorę piane do ręki. Dmucham w niego i uśmiecham się.
- Ja już się kąpałem.- Robię smutną minkę i nurkuje . Wynurzam się. Woda spływa mi po twarzy. Łapie go za rękę i po chwili jest w wodzie.
- Osz ty niedobra.- Wyciera oczy ręką.
- Też cię  kocham misiu.- Tuli mnie do siebie.
- Nigdy nie kąpałem się w jeansach. O kurwa telefon...
- Kupisz nowy.
- Innego wyjścia nie mam.- Wyciąga z kieszeni zepsute urządzenie. Rzucam je na dywanik. Całuję go w usta i przytulam się. Siedzimy na łóżku w sypialni Niall pokazuje mi różne pokoiki dziecięce dla dzidziusia Annie i mojego brata, albo siostry.
- Wszystkie są cudowne. Takie malutkie ubranka...I mebelki i wszystko.
- Tak. Pomyślałem, że i tak nie będziemy mieszkać w tamtym dom to oddam go im.
- Jakim domu przepraszam? - patrzę na niego. Czemu on mi nic nie mówi.
- No w tamtym na przedmieściach. Ale najpierw zrobię jakiś pokoik. Kładę mu nogi na kolanach i przesuwam na następne zdjęcie.
- Tylko nie wiem który. Pomożesz mi wybrać?
- Ten. - pokazuję na bezowy. Cały z drewna.
- Śliczny. - Niall zapisuje zdjęcie. Mężczyzna rozmawia przez telefon chyba z architektem, a ja bawię się jego komputerem. Niechcący wchodzę w jakiś folder. Jest w nim pełno zdjęć różnych wnętrz i schematów. Układam się na klatce i oglądam to wszystko. Orientuje się że to. Projekt naszego domu. Będzie wielki. Trafiam na zdjęcia dwóch różnych dziecięcych pokoików. Jeden dla dziewczynki, a drugi dla chłopca. On na serio chce dziecka. Patrzę na niego a potem na komputer. Idę do kuchni tutaj też mam tabletki. Wyrzucam je do kosza. Siadam na blacie i mierzę sobie poziom cukru. Zdecydowanie lepiej czuję się po tych lekach. No nie mam tych napadów przy których byłam śnięta i słaba.
- Tak ma być duży taras i podwórko z huśtawką... Tak i chciałbym jeszcze projekt tego pokoju co wysłałem razem z wyceną. - On szaleje. Naprawdę. Chcę mieć z nim rodzinę i dom. - Tak.... Oczywiście już zleciłem przelew. Do zobaczenia.- Podchodzi do mnie.- Jesteś głodna?- Kręcę przecząco głową wgryzając się w jabłko.
- Znalazłaś coś ciekawego na komputerze?
- Bardzo.
- Tak, a co takiego?
- Projekt domu i pokoików
- Aaa... To raczej miała być niespodzianka.
-no i jest.
- Ale już wiesz.
- Marzysz o dziecku?
- Tak. Chciałbym mieć dzidziusia.
- Dlaczego nie ulegniesz?
- Ponieważ masz jeszcze szkołę. Widziałem jak Amy się męczy. Nie chcę patrzeć jak ty to robisz
- To tylko rok. Nie cały.
- Do maja poczekam, a później sam wyrzucę te twoje tableteczki.
- Już je wyrzuciłam.
- Mercedes...
- Słucham.
- Nie powinnaś tego robić. To nieodpowiedzialne.
- Nie powtarzaj tego słowa bo mnie cholera jasna trafi - łapie jego twarz i całuję w usta.
- Ale taka jest prawda. Myślisz, że dziecko to zabawa. Raczej nie. Jesteś wtedy za kogoś odpowiedzialny, nieprzespane noce. To nie jest tylko kupowanie małych rzeczy.
- Wiem, że to nie jest zabawa. Nie mów tak. Jakbym chciała popatrzeć na dziecko w łóżeczku idealne nie płaczące to kupiłabym sobie lalkę.
- To przestań zachowywać się jakby to była błahostka. Skończ szkołę, wtedy porozmawiamy. Nawet jeżeli miałbym cię nie dotknąć przez najbliższy rok.- Bierze swoje Ray Bany i kieruje się do drzwi.
- Wróć tu - mówię. Zeskakuje z blatu i ciągnę go za koszulkę do tylu. - Nie mów do mnie jakbym miała pięć lat. Nigdy jasne? Za rok czy teraz kochałabym to dziecko tak samo i traktowała jak ósmy cud świata. Ty już jesteś ojcem i gratuluję ale nie wiedzieliście dużo gdy na świat przyszła Annie. A ty wiesz. Mam ciebie. Poradzilibyśmy sobie. Ale nie chce słychać morałów więc dobra. Zdam maturę i do tego wrócimy. Jak wolisz
- Tak wolę. Chcę, żebyś zdała maturę. Nie czuła, że czegoś ci brakuje bo nie miałaś na to czasu.  Myślisz, że mi łatwo patrz się na zdjęcia USG, które Harry ma na komórce. Też bym chciał co tydzień ciągnąć cię do lekarza i godzinami wpatrywać w te pieprzone zdjęcie. Ale nie, wolę być odpowiedzialny. - Kładę mu palec na ustach. Stoję tak chwilę. Poważna sprawa za nami.
- Ale obiecaj mi - biorę go za ręce. - Że za rok będę mogła ci w twoje urodziny powiedzieć że będziesz tatą.
- Obiecuję.
-  I nie gniewaj się. Wracam do łóżka. - całuję go w policzek. Zabieram picie.
I idę do pokoju
- Nie gniewam się.- Całuje mnie w czoło.- Pójdę się przejść.
- Dobrze - w sypialni włączam film i pomału zasypiam bo nadal jestem zmęczona. Budzi mnie Anni. Ona nie ma serca.
- Chyba wieczór się nie udał, bo tata siedzi struty w gabinecie i robi przelewy.
- Udał - ziewam. - Tylko o dziecku gadaliśmy.
- A to dla tego wszystkie przelewy są na dom dziecka.
- Bo on jest taki uparty.
- Nie będziesz chodzić w ciąży do szkoły i takie tam.- Kładzie się obok mnie.- Pójdźcie na kompromis. Adoptujcie. Tyle teraz matek porzucają dzieci.
- No dobra. Ja mogę adoptować ale będzie truł że dla mnie to zabawka.
- Co? Ten facet ma mózg wielkości orzeszka.
- Czasem też mi się tak wydaje. Więc wolę poczekać żeby znów kazania nie słuchać
- Ten mój tatuś. Jest gorszy niż Harry. Lekarka się z niego już śmieje.
- Pewnie zwariował na waszym punkcie.
- Tak. - Uśmiecha się i kładzie rękę na swoim brzuszku. - Albo postaw go pod faktem dokonanym. Wpadki się zdarzają.
- Niech się zdarzy ale naprawdę przypadkowo. Nie chce niczego inscenizować
- Nie to miałam na myśli.  Nie planuj, przypadek jest najlepszy.
- Ale wtedy mój ojciec zabije Nialla. On zabił prawie lekarza.
- To ja na serio współczuję. - Przytulam się do niej.
- Dostałaś kiedy klapsy od twojego taty? - śmieje się.
- Nie. Wychowywał mnie bezstresowa.- Resztę wieczoru spędzamy na bezsensownych rozmowach.

piątek, sierpnia 1

Rozdział 18

Budzę się parę godzin później. Od razu lepiej się czuję. Słabo ale lepiej. Mam podłączona kroplówkę i coś ciągle pika. Otwieram oczy i patrzę na Nialla, który śpi z głową na moim szpitalnym łóżku Głaszczę go po włosach. Nawet nie wrócił do domu.
- Mercy- mówi zaspany i patrzy na mnie z ulgą.
- Wracaj do domu - uśmiecham się.,
- Zostanę. Martwiłem się.- Całuje moją dłoń.
- Wiem, ale już mi nic nie jest. Jedź, porozmawiaj z Annie.
- Rozmawiałem z nią. Kochanie ty byłaś nieprzytomna trzy dni.
- Co?! - prawie że krzyczę.
- Spokojnie.- Całuje mnie w czoło.- Zaraz wrócę tylko powiem lekarzowi.
- Ale powiedz czemu tak długo.
- Miałaś źle dobrane leki od cukrzycy. Zatrzymałaś się im na stole. Ledwo cię odratowali.
- Ty... Matko.
- Wywinęłaś nam numer.
- Ja przepraszam.
- Nie masz za co.
- Chciałabym już do domu
- Musisz jeszcze trochę tutaj poleżeć.
- Ale wszystko dobrze?
- Tak. Teraz już tak.- Kiwam głową i kładę się z powrotem. Zaraz do sali wraca lekarz i Niall. Świeci mi po oczach durną latarką i zadaje banalne pytania.
- Taa, wszystko ze mną w porządku.
- Tak. Dawno nie napracowałem się tak przy wyrostku.
- Ja zawsze robię wrażenie - śmieję się.,
- Oj... tak. Gratuluję porywczego taty. Wojskowy?
- Tak, z długim stażem. A co odstawił?
- Tylko się martwił.
- Ile szwów była panie doktorze?
- Trzy.- Niall tylko się śmieje. - Plus dwa wazony.
- O Boże - zakrywam usta ręką.
- Jeżeli twój stan się utrzyma i nie będzie takich gigantycznych wahań cukru jutro cię wypiszę.
- Dobrze. I przepraszam za tatę.
- Już mnie przepraszał.
- Ojcem będzie i mu się humorki udzielają - tłumaczy Niall
- Tak. Żona pewnie nie czuje się samotnie.
- Ale to ja obrywam.- mówię. Lekarz tylko się śmieje i wychodzi. Wyciągam ręce do Nialla. Siada obok mnie i tuli do siebie.
- Stęskniłam się.
- Ja za tobą też.- Bierze moją rękę i zaczyna bawić się palcami. Całuję go w policzek i uśmiecham się,
~~*~~
Jeszcze trochę, a zwariuję. Niall ciągle traktuje mnie jakbym była z porcelany. Przynajmniej na warsztatach mogę się wyżyć. Na zajęciach jest fajnie i miło. Dobrze się pracuje i poznaję świetnych ludzi. Zbieram swoje rzeczy i idę do galerii gdzie umówiłam się z Annie.
- A ty co taka skwaszona?- pyta przytulając mnie.
- Czy ja wyglądam jak wazon z porcelany? Tak się czuję.
- Nie raczej nie wyglądasz.- Mówi poważnie a zaraz dodaje rozbawiona.- Chyba musiałaś zapomnieć co to seks.
- O Jezu nic nie mów. Chodź tu pasierbicą. Trzeba ci ubrania jakieś kupić na ten brzuszek. - śmieję się.
- Tak przytyłam.- Pokazuje mi język.- Ale to wina Harry'ego lata po każdą rzecz do sklepu. I napisałam swój pierwszy artykuł.
- Czytałam. Jest świetny
- Chodź. Zrobimy numer dla mojego tatusia.
- To znaczyyy?
- Dzisiaj wraca z tej delegacji, prawda?
- Prawda.- Prowadzi mnie do sklepu.
- Będzie mile zaskoczony jak powita go dziewczyna, powiedzmy tylko w tym.
- Annie to nadal twój tata. A jak zawału dostanie?
- To tylko trochę koronki. Powinien mieć inną reakcję ciała.
- Tu praktycznie nie ma koronki - poruszam zabawnie brwiami i biorę do ręki bieliznę.
- Chyba o to w tym chodzi. Patrz, wraca do mieszkania, wszędzie pogaszone światła. Wchodzi do sypialni, a tam ty w tej koronce i kilka świeczek.
- dobra, dzięki za wizualizacje. - uśmiecham się.
- Dobrze, że zamiast taty wyobraziłam sobie Harry'ego.
- Ej, ale nie jesteś już zła?
- Raczej nie. Weź jeszcze to i to.- Podaje mi koronkowy pas do pończoch i szlafroczek. - To się nazywa oszczędność w materialne.
- Pięknie.
- To już oceni mój tata.- Całuję ją w policzek. Idziemy na dalsze zakupy. Świetnie się bawimy. Jemy obiad na mieście. Odwożę Annie i jadę prosto do mieszkania Nialla.  Wypuszczam powietrze z ust. Dobra... Zaczynam wszystko przygotowywać. Świeczki są. Biorę szybki prysznic i ubieram to coś zwane bielizną. Lekko podpinam włosy. Upewniam się czy wszystkie światła są pogaszone i zamykam drzwi. Przecież mnie tu nie ma. Ja mam szaloną przyjaciółkę i szalone jej pomysły. Kładę się na łóżku. Nie muszę długo czekać na przyjście Nialla. Słyszę brzęk kluczy a później jego głos.
- Kochanie wróciłem. Jak odsłuchasz wiadomość to do mnie zadzwoń. Tęsknię.- No tak telefon mi padł. Uśmiecham się słysząc jego głos. Dobrze, że tu jest ciemno bo wiem że będę cała czerwona. Otwiera dziw do sypialni i wchodzi. Stoi z otwartymi ustami i torbą w ręku, wodząc po mnie wzrokiem. Zagryzam wargę. Prawą nogę zginam w kolanie a palcami jeżdżę po swoim udzie.
- Chyba... Mercy...- Przeczesuje palcami włosy i nadal mierzy mnie głodnym wzrokiem. Podnoszę się i klękam na łóżku.
- Tak kotku?
- Daj mi zebrać myśli. - Stawia torbę na podłodze. Uśmiecham się do niego i opieram na rękach. Przejeżdżam językiem po wargach i wstaję z łóżka. Łapię go za krawat i przyciągam do siebie. Jezu jak ja tęskniłam za nim. I teraz go jeszcze bardziej pragnę. Ocieram się o niego swoim ciałem. Rozwiązuję krawat, aby zaraz rozpiąć koszulę a raczej jednym ruchem ją po prostu rozerwać , bo mnie drażniła. Łapie mnie za biodra i dociska do siebie. Nie jestem osamotniona w moich pragnieniach. Ciągnę go na łóżko. Siadam na nim i wpijam się w jego usta.
- Zapomniałem... o... czymś?- pyta między pocałunkami
- Nie kochanie. Po prostu chciałam ci sprawić przyjemność - odrywam się od niego i przenoszę pocałunki na szyję mężczyzny. Robię mu znaczne malinki.
- Zacznę częściej wyjeżdżać.- Odchyla się na łóżko, a ja siadam na nim okrakiem.
- Nie! Masz zakaz wyjazdu, bo ja tęsknię.
- Też tęskniłem. Bardzo.- Przejeżdża językiem po moich wargach. Rozwieram usta wpuszczając go do środka. Całuje mnie namiętniej, nasze języki walczą o dominację.  Trzymam dłonie n jego klatce. Jak on  całuję to mi świat wiruje .Odrywamy się od siebie, a ja patrzę na niego pełna pożądania.
- Tym razem nie kochaj. Pieprz - mówię mu do ucha.
- Kochanie...- Przekręca nas na materacu.- To się nam nie przyda.- Po prostu zrywa ze mnie bieliznę. Mruczę zadowolona. Rozpinam pasek spodni jego i zsuwam mu materiał. Kładzie moje ręce nad głową i przyciska do materaca. Jestem uwięziona.  Uśmiecham się zadziornie. Czuję jego męskość na biodrze.
- Przestań się ruszać
- Niall ja nie jestem kobietą posłuszną .
- Doskonale o tym wiem.- Gwałtownie we mnie wchodzi.
- Niall! - krzyczę zaciskając się wokół niego. Porusza się szybko, gwałtownie. Ocierając się o każde wrażliwe miejsce. Oh tak...Właśnie tego chcę. Tego żeby mnie posuwał z namiętnością. Jestem bliska spełnienia, kiedy on się zatrzymuje i cofa mnie z nad krawędzi.
- Niall...- ledwo dyszę. - Daj mi więcej.
- Będzie więcej, dużo więcej.- Brutalnie mnie całuje.- Nie rusza rękoma- mówi, a swoje dłonie przenosi na moje piersi. Znów zaczyna się poruszać. Jęczę tak głośno że nie wiem czy nas sąsiedzi nie słyszą. Boże..jest tak cudownie. Wbija się we mnie tak mocno. Cały.
- Niall!- krzyczę spełniona.  Palce zaciskam na drewnianej ramie łóżka.
- Jeszcze?- mówi mi w prost do ust.
- Oh...- sapię. - Jeszcze.
- Sądzę, że obojgu przyda się nam prysznic.- Wychodzi ze mnie i wstaje z lóżka. Wystawia do mnie rękę. Biorę go za rękę. Idziemy do łazienki. Wchodzimy pod strumień wody. Opieram ręce o ścianę włożoną płytkami. Ciepła woda spływa po moim ciele.
- Daj rękę.- Podaję mu swoją dłoń. Sunie nią od mojej szyi przez dekolt zatrzymując się na chwilę na piersiach. Wzdycham kiedy moje palce się na nich zaciskają. Naprawdę lubię to uczucie..to jak drażnię swoje piersi i sutki. Twarde od podniecenia Kolanem rozsuwa moje nogi. Zjeżdża naszymi dłońmi do mojej kobiecości. Powoli masuję sama siebie. Niall nadaje moim palcom taki rytm To powolna tortura.
- Ah...- rozwieram wargi. Oddycham przez usta. Moje oczy przymykam. Zbiera moją dłoń i wkłada mi palce do ust. Smakuję swoje podniecenie kiedy on się we mnie wbija.
- Boże...- krzyczę. Cała drze w orgazmie. Chcę, żeby mnie brał. Jeszcze... Robi to co raz szybciej. Zaciskam ręce na jego barkach. Jest mi tak dobrze. Ale w połowie wszystkiego że mnie wychodzi i odwraca mnie tyłem do siebie. Opieram się o kafelki Zwleka... O Boże ile może czekać. Zamykam mocno oczy. Czuję jego ręce na moich pośladkach. Ściska je w dłoniach. To przyjemny ból. Oddycham głowę wzdychając. Całuje mnie po szyi. Czuję jego dotyk na całym ciele. Lekko skubie moją skórę. Jestem tak blisko.
- Kochanie jeszcze nie teraz.
- Proszę...- mruczę.
- Wytrzymasz...- Nie jestem tego taka pewna. Zaciska mocno palce na moich sutkach i ociera się o mnie swoją męskością. Krzyczę głośno dysząc.
- Kochanie... - skamlę. Niech robi ze mną co chce, tylko niech pozwoli mi dojść. W końcu nie wytrzymuję. Zjeżdżam jedną dłonią do swojego krocza i zaczynam wsuwając palce.
- Mercy...- przekręca mnie w swoich ramionach. Przytrzymuje moje ręce nad głową.
- Daj mi dojść...- jęczę.
- Nie.- Zachłannie całuje mnie w usta.- Sama chciałaś pieprzenia.
Opadam na kolana. Zaczynam brać do ust jego męskość. Jest twardy i duży. Takiego chcę go w sobie. Chcę, żeby mnie brał. Lubię go takiego, kiedy nie jest delikatny. Dochodzi w moich ustach. Nasienie spływa po moich wargach i dekolcie. Podnoszę się ocierając o niego. Ciekawe co by zrobił jakbym doszła. Co by wymyślił.
- Takiego cie lubię.
- Jakiego?- pyta składając pocałunki na moim dekolcie.
- Gdy zdecydowanie rządzisz w łóżku. Gdy mnie bierzesz jak tylko chcesz.
- Aaa...- Ściska mnie za pośladki.- A na co miałabyś jeszcze ochotę?
- Zrób to od tylu...
Wychodzimy spod prysznica. Łapię się umywalki i lekko pochylam. Przejeżdża dłonią po moich pośladkach i lekko uderza drażniąc przy tym moją kobiecość.
- Ah...Jezu...- mnie zwykły klaps doprowadza na granicę.
- Nie dochodź bo dostaniesz ich więcej.- Jeździ dłońmi po moim ciele i składa pocałunki na moich plecach. Może chcę ich więcej? Nie wiem. Ale nie umiem wytrzymać. Moje soki spływają mi po udach.
- Niegrzeczna dziewczynka.- Mruczy mi do ucha wymierzając mi kolejny klaps.- Najpierw cię ukarm, a
później wezmę. Ostro. Ile razy jeszcze dziś dojdę? Czuję się cudownie. Niech on robi ze mną co chce. Dostaję klaps za klapsem, ale to przyjemne. Trochę piecze mnie już tyłek, ale i tak robię się coraz bardziej wilgotna. Zagryzam wargę i palce na umywalce. Jest mi tak strasznie gorąco. Cała łazienka paruje. Po chwili czuję go w sobie. Całego... Jak wbija się we mnie. Na pewno jutro będę obolała.
- Mocniej...- sapię. Od drugiej strony doznanie jest jeszcze intensywniejsze. Robi o co proszę. Porusza się jeszcze szybciej i mocniej. Siedzimy pod ścianą. Opieram się o jego tors. Ledwo łapie oddech. Tego mi brakowało. Zamykam oczy. Jestem wykończona Niall bierze mnie na ręce i niesie do łóżka. Całuje mnie w czoło.
- Trochę mnie poniosło skarbie. Przepraszam.
- T0 było cudowne.
- Niesamowite.- Kładzie się obok mnie i tuli do siebie.- I tak przepraszam.
- Za co? - uśmiecham się.
- Chyba za klapsy. Poczekaj w łazience jest oliwka.
- Klapsy były miłe chociaż tyłek mam obolały.
- Właśnie.- Wraca z oliwką. Ściąga ze mnie kołdrę i lekko wsmarowuje tłustą ciecz w mój tyłek. To też przyjemne. Nie wiem kiedy zasypiam.