- No pokaż mi to cudo- mówi tata. Śmieję się i daję mu dokument.
- Mądrą mam córkę.- Obejmuje mnie ramieniem.- Mama mówiła, żebyśmy zajechali po lody.
- Mama wie co mówi - uśmiecham się.
- Tak dała całą listę.
- Haha - jedziemy po zakupy. Troszkę dziwna ta lista, ale wszystko kupujemy.
- Czy nie chce mi może powiedzieć, że będę mieć rodzeństwo
- CO?- patrzy na mnie zaszokowany podając kasjerce swoją kartę.
- No patrząc na to co mama chce jeść i jakie ma humory ostatnio.
- Ale będę mieć przechlapane. - Bierze zakupy i idziemy do samochodu. Wracamy do domu. Naprawdę mam podejrzenia.
- Kochanie kupiliśmy wszystko nawet te grzybki.
- Ah, świetnie. Daj - przybiega i zabiera reklamówki.
- Mamuś - podchodzę do niej i daję jej pudełko. - Idź coś sprawdzić.
- CO takiego?
- Idź do łazienki to się dowiesz.
- Które z was wpadło na ten irracjonalny pomysł.
- Jaa., - mówię.
- Córeczko jestem na tyle dorosła, że wiem co to zabezpieczenia. Prawda Lou?
- ... nie mówię że nie, ale mogliśmy zapomnieć.
- Ej daj mi te lody - biorę i idę do kuchni. Moje ulubione czekoladowe.
- Louis, ja cię zamorduje
- A nawet jeśli będzie dzidzia to co? - pyta. Przysłuchuję się ich rozmowie jedząc. Muszę się ograniczyć, żeby nie podwyższyć za bardzo cukru.
- To że jestem za stara na rodzenie dzieci, wymioty humorki i zachcianki.
- Nie jesteś! - zaprzecza. - Nawet 40 nie masz kochanie.
- Dobra. Sprawdzę i wybiję wam te durne pomysły z głowy.- Bierze pudełko i idzie na górę.
- Mam 70 %pewności, że dorobisz się rodzeństwa- mówi tata zabierając mi lody.
- Ej daj mi! - krzyczę jak dziecko.
- Aż tak dużo ci nie wolno.- Robię smutną minkę.
- To daj - biorę jakiś słoik.
- Ty nie lubisz grzybków.
- Lubię - wystawiam mu język.
- Lody zagryzasz grzybkami w zalewie?
- A popiję sokiem wiśniowym.
- Obrzydliwe.
- A mi pasuję.
- Pamiętaj, że mam nieco wprawy i mogę nieco skrzywdzić Nialla.
- Ale za co tato?
- Jakbym miał przedwcześnie zostać dziadkiem.
- nie jestem w ciąży.
- Mam nadzieję.
- Ale nie zrobiłbyś mu nic..
- Coś tam bym zrobił.- Z góry schodzi mama.
- Ii?
- Louise Tomlinson już nie żyjesz
- Aa widzisz będziesz mieć rodzeństwo!
- Ty się idioto cieszysz.- Podchodzi do niego i uderza pięścią w tors.
- No oczywiście. Przecież to moje.
- Nie świętego mikołaja.- śmieje się i ją przytula , a potem całuje we włosy.
- Chyba nie będę przeszkadzać...- W salonie stoi Annie.
- O hej - idę do niej.- Od razu się do mnie przytula.
- Nie wiedziałam do kogo przyjść.
- ej, mała. Co się stało?
- Tata mnie zabije, a Harry zostawi.
- Jesteś w ciąży.
- Tylko raz zapomniałam o tych tabletkach. - Przytulam ją i całuję we włosy.
- Nic złego się nie stanie. Ale musisz im powiedzieć.
- Na razie nie. Mogę zostać u ciebie?
- Tak, oczywiście. Chodź na górę. Będę mieć rodzeństwo.
- Fajnie.- Idziemy na górę. Siada na moim łóżku. Dziwnie wygląda w dresowej bluzie.
- Byłaś u lekarza?
- Dzisiaj przed szkołą.
- Iii?
- Piąty tydzień.
- Naprawdę to nie jest katastrofa. Dacie radę.
- A jak on nie chce tego dziecka? tata na pewno się wkurzy. Zawsze mówił, żebym nie robiła tak jak mama.
- Wkurzy się wkurzy, ale mu przejdzie bo cię kocha. - przytulam ją. - A Harry kocha ciebie więc wasze dziecko też będzie kochał.
- Powiem mu jak wrócą z tego wyjazdu. Łowią ryby na jakimś odludziu.
- Integrują się - śmieję się i zatykam usta. - Sorry - idę do łazienki nachylając się nad toaletą.
- A ja dorobię się rodzeństwa?
- Weź przestań.
- Może to tylko zatrucie. Ty jesteś bardziej odpowiedzialna niż ja.
- Nie liczyłabym na to - siadam obok niej gdy się ogarniam. - Tylko że ja chcę dziecka.
- Ooo... To fajnie. Chociaż nie chcę być w skórze mojego taty jak pan Louis się dowie.
- Ale ja nie jestem w ciąży
- I tak nie chcę. Nawet jeżeli to będzie za dziesięć lat.
- Haha. Mój tata jest porywczy.
- Tak. Ale fajny.
- Też go lubię - uśmiecham się.- Jesteś głodna?
- Tak. Chociaż jadłam na mieście.
- To poczekaj - zbiegam na dół. - Tatusiu?
- Tak mała?
- Zrobisz coś do jedzenia?
- A co chcecie?
- Coś dobrego.
- Sałatka z kurczakiem może być?
- Może tatuś.
- To jak zrobię to wam przyniosę. Coś się stało Annie?- Uciekam od niego wzrokiem.
- Nie pytam.- Za to go uwielbiam. Nie zmusza mnie do mówienia o wszystkim chociaż wiem, że zawsze zrozumie. Biegnę do niej. Dostajemy później obiad i rozmawiamy. Dawno nie spędzałyśmy tak czasu.
- Wybaczysz? - pytam.
- Tęsknię za tobą.
- Ja za tobą też.- Przytula mnie, a w tym samym momencie do pokoju wpada moja mama.- Cześć Ann... Mała masz coś do prania?
- Tam mamo - pokazuję na krzesło. Zabiera moje brudne rzeczy.
- O Annie chciałabyś pomóc mi w wakacje w redakcji?
- Oo fajny pomysł. Jeśli pani chce.
- A! Daj to - zabieram porwaną bieliznę.
- Chcę. Bardzo dobrze ci to wychodzi. Mamy zamiar otworzyć nowy dział o modzie dla nastolatków.
- Ale fajnie. Chętnie pani pomogę jak mnie ojciec nie zabije.
- Czemu miałby cię zabić?
- Bo jest w takiej samej sytuacji co ty mamo
- Ooo... Raczej nie zabije tylko się zdenerwuje.- Głaszcze ją po głowie.
- A ja go uspokoję - obiecuję jej.
- Wszystko będzie dobrze... Idę bo mnie Louis zabije za dźwiganie.
- Mamo brzuch mnie boli. Masz jakieś leki?
- W łazience są krople.
Mama wychodzi. Coś czuję, że i one nie pomogą. Z annie dalej rozmawiamy. Postanawia u mnie zostać na dłużej Rano tylko w piżamie schodzę na dół. Mama i tata siedzą przy wysepce i rozmawiają.
- Zdecydowanie jest tutaj za mało miejsc- mówi tata.- Trzeba rozejrzeć się za czymś większym.
- Co? - odzywam się. - Wiecie, że nie musicie? Ja się wyprowadzę.
- Nawet jeśli, o czym jeszcze porozmawiamy ten dom się rozsypuje. Non stop trzeba coś naprawiać. A tobie Jane przyda się własny kąt, gdzie będziesz mogła od wszystkiego odpocząć.- Siadam obok nich.
- Tak chyba masz rację.
- No i doszliście do porozumienia. A ja tato jestem dorosła.
- Ale nadal jesteś moją córką.
- No to co?
- To, że się o ciebie martwię i bardzo za tobą tęskniłem.
- Wiem tatusiu - całuję go w policzek. - Ale wiecznie nie będę tu mieszkać.
- Wiecznie ci nie karzę. Na razie się uczysz więc odpada. A naprawiłem twoje auto, spokojnie możesz jeździć na warsztaty
- Jeszcze nie wiem czy będę na nie chodzić - robię coś do jedzenia, ale w połowie przerywam i biegnę do łazienki.
- Lou to może być tylko zatrucie...- mówi mama.
- Właśnie tato - popieram ją i płuczę usta.
- Obie macie mnie za idiotę?
- Nie. Jestem. W ciąży.
- Sprawdź.- Mówi identycznym tonem co ja.
- To ja już wiem po kim ona ma charakter
- Po kimś musiałam. - wywracam oczami.
- No już, sprawdzić mi.- Wprowadza mnie do łazienki.
- Nie mam testu ojciec! - tupię nogą.
- W szafce- krzyczy mama.
- Zajebiście kurwa - kucam do szafki. Stukam palcami w blat i czekam aż pojawi się wynik. Czemu oni są tacy uparci? Mówię nie a ci swoje..Z ulgą patrzę na wynik. Negatywny. I kto miał rację. Wychodzę wystawiając tacie język.
- Ale zawsze masz pewność.
- No mam.
- Zrobiłem wam naleśniki
- Super! - Schodzi Annie i jemy śniadanie. Po południu wraca Niall z Harry'm.
- Ponoć u was jest moja córka.- Ja siedzę na górze, więc tylko to słyszę. Patrzę na Annie.
- Boję się- mówi cicho.
- Wiem - przytulam ją.
- Może twoi rodzice mnie przygarną- próbuje żartować. Całuję ją w czoło.
- Udawajmy że nas nie ma,.
- Wyszły na zakupy- słyszę jak tata kłamie. Jaki on kochany.
- Wiesz kiedy wrócą? Chce ją odebrać.
- Wiesz dziewczyny i zakupy. Może niech zostanie u nas na noc.
- No dobra. Chodź Harry przeżyjesz jeszcze noc.
- Nom, ciekawe czy ty przeżyjesz.
- Bardzo zabawne.- Cicho się śmiejemy z ich rozmowy.
- No a jak. Może wrócimy połowić ryby, czy tam budować ten twój szałas.
- Jaki szałas, dom idioto. Dom.
- Błagam - jęczy tata. - właźcie. Uczcimy że ojcem będę
- Szybko działasz. Cztery tygodnie w domu.
- Widzisz. Ja potrafię. Tylko ty przykładu nie bierz.
- Nie mam już osiemnastu lat. Ty Harry też nie bierz przykładu.
- Ojciec ojca poucza - słyszymy najmłodszego i znów się śmiejemy.
- Ciekawe jak my z tych zakupów wrócimy...- mówię do przyjaciółki
- Nie wiem. Może ja im po prostu powiem, a później się we trójkę upiją.
- To nie jest dobry pomysł - mówię. Siada na podłodze chowając się za łóżkiem.
- Jasne do końca życie będę ukrywać się w twoim pokoju.
- Nie. Tylko nie możesz im tak powiedzieć, bo rano gdy wytrzeźwieją będzie gorzej.
- Ja nawet nie wiem jak mam im to powiedzieć. " Hej Harry ojcem będziesz, a ty tatusiu dziadkiem.
- Przynajmniej.
- Ta dobry sposób. Głodna jestem
- Żadna nowość.
- No na serio.- Podaję jej paluszki i piszę sms'a do taty " Przynieś nam coś do jedzenia"
- Zaraz wracam - słyszymy i zaraz ktoś idzie na górę.
- Proszę kanapki.- Tata wchodzi na górę z talerzem kanapek.
- Jaki ty jesteś kochany - obie się uśmiechamy.
- Tak. Annie na razie możesz tu zostać, ale i tak będziesz musiała im powiedzieć.
- A skąd pan wie, że coś musze mówić?
- Jane.
- Eh.. Wiem, że muszę. Ale wie też pan jak zareaguje mój ojciec. Zabije Harry'ego.
- Dlatego powiedz od razu, to schowam Harry'ego
- Chodź - biorę ją za rękę i schodzimy na dół.
- A wy nie na zakupach?- pyta Niall. Siadam na jego kolanach. Obejmuję go za szyję i całuję w usta. Potem patrzę na przyjaciółkę.
- Teraz możesz mówić - mówię.
- O co chodzi?- Tata stoi w pogotowiu.
- No... bo..
Uśmiecham się do niej pokrzepiająco i jeżdżę palcami po karku Nialla. Muszę go uspokajać.
- Bojajestemwciąży.
- Co?- Harry wstaje z kanapy.- Kochanie powtórz tylko wolniej.
- Będziesz ojcem - patrzy na niego.
- Ale jak?... Mówiłaś... O Boże...
- Mercy proszę wstań
- Niall proszę.. - patrzę mu w oczy. - Siedź i się uspokój.
- Tak wyszło. Zapomniałam.- Harry przyciąga ją do siebie.
- Nie jesteś o to zły? - na jej twarzy naprawdę maluje się zaskoczenie, ale i ulga.
- Nie...- Nic więcej nie mówi bo Niall sadza mnie na kanapie i podchodzi do niego. Biedny Harry dostaje w nos. Aż się zachwiał.
- Stop, chwila, spocznij - tata ich rozdziela. - Niall ochłoń.
- Zrobiłbyś to samo na moim miejscu.
- Tak, ale w tym wypadku mam cię uspokajać.
- Ja go zabiję.
- Tato! - piszczy Ann mając już lód w ręce.
- Ty się lepiej nie odzywaj.
- Przecież to nie było celowe.
- To on powinien być tym odpowiedzialnym.
- Ale to ja nie wzięłam tabletek.
- A ja będę wymiotować - mówię i biegnę do łazienki.
- Nie pozabijać się.- Słyszę tatę.- Córeczko może pojedziemy do lekarza. - Dotyka mojej głowy kiedy się podnoszę.- Jesteś rozpalona, to może być wyrostek.
- Wiem - mówię patrząc na niego. - Naprawdę boli mnie brzuch.
- Chodź. Niall jedziesz z nami.- Wydaje rozkaz. Opieram się na taty ramieniu. Masuję ręką brzuch. Bierze mnie na ręce.- Jedziemy twoim samochodem bo Jane wzięła mój.
- Co się dzieje?
- Albo się przytruła, albo wyrostek. Piłeś?
- Nie przecież. - otwiera auto i pomaga mojemu tacie. Leżę z głową na kolanach taty. Zamykam oczy czując, że naprawdę zaraz zwymiotuję.
- Jezu jakaś ty blada - mówi.
- Nie gadaj tylko prowadź.
- Strasznie.- Niall parkuje przed szpitalem. Chyba musiał złamać parę przepisów.
- Poradzę sobie - mówię do obydwóch i idę o własnych siłach.
- Uparta- mówi tata
- Jak Tomlinson.
- Szczera prawda.- Siadam w poczekalni. Serio jest mi niedobrze. Pojawia się lekarz. Robią mi podstawowe badania. Lekarz przegląda wyniki a ja robię sobie zastrzyk.
- Wyrostek. Tata miał rację.
- O jezu...
- To nic strasznego- uspokaja mnie.- Godzina zbiegu i zostaną ci trzy małe blizny.
- Marzyłam o bliznach.
- Nie będzie ich widać. To będą takie kropeczki.
- Dobrze, dobrze.
- Wpuszczę na chwilę do ciebie tatę i zaraz cię zabieramy
- Dobrze.- Tata i Niall wchodzi do środka. Krzywię się nic nie mówiąc.
- Moja księżniczka.- Tata całuje mnie w czoło.
- Ale przynajmniej nie usuwają mi na przykład dziecka tatusiu
- Nigdy bym na to nie pozwolił. Za bardzo wiem jak można tęsknić za takim maleństwem.
- Właśnie.
- Nie ważne jak bardzo byłbym zły. Prawda Niall?
- Tak.
- To ja was zostawię na chwilkę.
Tata wychodzi z sali, a ja przytulam się do blondyna, Całuje mnie w czoło, nos i usta.
- Dziadziusiu.
- Nic mi nie mów. Sam siebie nie poznaję.
- Ale będziesz się jeszcze cieszył. Niall?
- Tak, będę. Najpierw dam sobie w twarz za to co pomyślałem, a później będę się cieszył.- Kręcę głową i wtulam się w niego.
- Weź przekonaj mojego tatę.
- Do czego?
- Do przeprowadzki.
- Będziesz musiała chwilę poczekać.
- Chwilę?
- No z miesiąc, dwa najdłużej do końca października
- No dobra,... - nie drążę. Przychodzi lekarz i zabierają mnie na zabieg Dostaję znieczulenie. Odpływam