piątek, lipca 25

Rozdział 17

Odbieram zadowolona świadectwo. Wreszcie koniec szkoły.
- No pokaż mi to cudo- mówi tata. Śmieję się i daję mu dokument.
- Mądrą mam córkę.- Obejmuje mnie ramieniem.- Mama mówiła, żebyśmy zajechali po lody.
- Mama wie co mówi - uśmiecham się.
- Tak dała całą listę.
- Haha - jedziemy po zakupy. Troszkę dziwna ta lista, ale wszystko kupujemy.
- Czy nie chce mi może powiedzieć, że będę mieć rodzeństwo
- CO?- patrzy na mnie zaszokowany podając kasjerce swoją kartę.
- No patrząc na to co mama chce jeść i jakie ma humory ostatnio.
- Ale będę mieć przechlapane. - Bierze zakupy i idziemy do samochodu. Wracamy do domu. Naprawdę mam podejrzenia.
- Kochanie kupiliśmy wszystko nawet te grzybki.
- Ah, świetnie. Daj - przybiega i zabiera reklamówki.
- Mamuś - podchodzę do niej i daję jej pudełko. - Idź coś sprawdzić.
- CO takiego?
- Idź do łazienki to się dowiesz.
- Które z was wpadło na ten irracjonalny pomysł.
- Jaa., - mówię.
- Córeczko jestem na tyle dorosła, że wiem co to zabezpieczenia. Prawda Lou?
- ... nie mówię że nie, ale mogliśmy zapomnieć.
- Ej daj mi te lody - biorę i idę do kuchni. Moje ulubione czekoladowe.
- Louis, ja cię zamorduje
- A nawet jeśli będzie dzidzia to co? - pyta. Przysłuchuję się ich rozmowie jedząc. Muszę się ograniczyć, żeby nie podwyższyć za bardzo cukru.
- To że jestem za stara na rodzenie dzieci, wymioty humorki i zachcianki.
- Nie jesteś! - zaprzecza. - Nawet 40 nie masz kochanie.
- Dobra. Sprawdzę i wybiję wam te durne pomysły z głowy.- Bierze pudełko i idzie na górę.
- Mam 70 %pewności, że dorobisz się rodzeństwa- mówi tata zabierając mi lody.
- Ej daj mi! - krzyczę jak dziecko.
- Aż tak dużo ci nie wolno.- Robię smutną minkę.
- To daj - biorę jakiś słoik.
- Ty nie lubisz grzybków.
- Lubię - wystawiam mu język.
- Lody zagryzasz grzybkami w zalewie?
- A popiję sokiem wiśniowym.
- Obrzydliwe.
- A mi pasuję.
- Pamiętaj, że mam nieco wprawy i mogę nieco skrzywdzić Nialla.
- Ale za co tato?
- Jakbym miał przedwcześnie zostać dziadkiem.
- nie jestem w ciąży.
- Mam nadzieję.
- Ale nie zrobiłbyś mu nic..
- Coś tam bym zrobił.- Z góry schodzi mama.
- Ii?
- Louise Tomlinson już nie żyjesz
- Aa widzisz będziesz mieć rodzeństwo!
- Ty się idioto cieszysz.- Podchodzi do niego i uderza pięścią w tors.
- No oczywiście. Przecież to moje.
- Nie świętego mikołaja.- śmieje się i ją przytula , a potem całuje we włosy.
- Chyba nie będę przeszkadzać...- W salonie stoi Annie.
- O hej - idę do niej.- Od razu się do mnie przytula.
- Nie wiedziałam do kogo przyjść.
- ej, mała. Co się stało?
- Tata mnie zabije, a Harry zostawi.
- Jesteś w ciąży.
- Tylko raz zapomniałam o tych tabletkach. - Przytulam ją i całuję we włosy.
- Nic złego się nie stanie. Ale musisz im powiedzieć.
- Na razie nie. Mogę zostać u ciebie?
- Tak, oczywiście. Chodź na górę. Będę mieć rodzeństwo.
- Fajnie.- Idziemy na górę. Siada na moim łóżku. Dziwnie wygląda w dresowej bluzie.
- Byłaś u lekarza?
- Dzisiaj przed szkołą.
- Iii?
- Piąty tydzień.
- Naprawdę to nie jest katastrofa. Dacie radę.
- A jak on nie chce tego dziecka? tata na pewno się wkurzy. Zawsze mówił, żebym nie robiła tak jak mama.
- Wkurzy się wkurzy, ale mu przejdzie bo cię kocha. - przytulam ją. - A Harry kocha ciebie więc wasze dziecko też będzie kochał.
- Powiem mu jak wrócą z tego wyjazdu. Łowią ryby na jakimś odludziu.
- Integrują się - śmieję się i zatykam usta. - Sorry - idę do łazienki nachylając się nad toaletą.
- A ja dorobię się rodzeństwa?
- Weź przestań.
- Może to tylko zatrucie. Ty jesteś bardziej odpowiedzialna niż ja.
- Nie liczyłabym na to - siadam obok niej gdy się ogarniam. - Tylko że ja chcę dziecka.
- Ooo... To fajnie. Chociaż nie chcę być w skórze mojego taty jak pan Louis się dowie.
- Ale ja nie jestem w ciąży
- I tak nie chcę. Nawet jeżeli to będzie za dziesięć lat.
- Haha. Mój tata jest porywczy.
- Tak. Ale fajny.
- Też go lubię - uśmiecham się.- Jesteś głodna?
- Tak. Chociaż jadłam na mieście.
- To poczekaj - zbiegam na dół. - Tatusiu?
- Tak mała?
- Zrobisz coś do jedzenia?
- A co chcecie?
- Coś dobrego.
- Sałatka z kurczakiem może być?
- Może tatuś.
- To jak zrobię to wam przyniosę. Coś się stało Annie?- Uciekam od niego wzrokiem.
- Nie pytam.- Za to go uwielbiam. Nie zmusza mnie do mówienia o wszystkim chociaż wiem, że zawsze zrozumie. Biegnę do niej. Dostajemy później obiad i rozmawiamy. Dawno nie spędzałyśmy tak czasu.
- Wybaczysz? - pytam.
- Tęsknię za tobą.
- Ja za tobą też.- Przytula mnie, a w tym samym momencie do pokoju wpada moja mama.- Cześć Ann... Mała masz coś do prania?
- Tam mamo - pokazuję na krzesło. Zabiera moje brudne rzeczy.
- O Annie chciałabyś pomóc mi w wakacje w redakcji?
- Oo fajny pomysł. Jeśli pani chce.
- A! Daj to - zabieram porwaną bieliznę.
- Chcę. Bardzo dobrze ci to wychodzi. Mamy zamiar otworzyć nowy dział o modzie dla nastolatków.
- Ale fajnie. Chętnie pani pomogę jak mnie ojciec nie zabije.
- Czemu miałby cię zabić?
- Bo jest w takiej samej sytuacji co ty mamo
- Ooo... Raczej nie zabije tylko się zdenerwuje.- Głaszcze ją po głowie.
- A ja go uspokoję - obiecuję jej.
- Wszystko będzie dobrze... Idę bo mnie Louis zabije za dźwiganie.
- Mamo brzuch mnie boli. Masz jakieś leki?
- W łazience są krople.
Mama wychodzi. Coś czuję, że i one nie pomogą. Z annie dalej rozmawiamy. Postanawia u mnie zostać na dłużej Rano tylko w piżamie schodzę na dół. Mama i tata siedzą przy wysepce i rozmawiają.
- Zdecydowanie jest tutaj za mało miejsc- mówi tata.- Trzeba rozejrzeć się za czymś większym.
- Co? - odzywam się. - Wiecie, że nie musicie? Ja się wyprowadzę.
- Nawet jeśli, o czym jeszcze porozmawiamy ten dom się rozsypuje. Non stop trzeba coś naprawiać. A tobie Jane przyda się własny kąt, gdzie będziesz mogła od wszystkiego odpocząć.- Siadam obok nich.
- Tak chyba masz rację.
- No i doszliście do porozumienia. A ja tato jestem dorosła.
- Ale nadal jesteś moją córką.
- No to co?
- To, że się o ciebie martwię i bardzo za tobą tęskniłem.
- Wiem tatusiu - całuję go w policzek. - Ale wiecznie nie będę tu mieszkać.
- Wiecznie ci nie karzę. Na razie się uczysz więc odpada. A naprawiłem twoje auto, spokojnie możesz jeździć na warsztaty
- Jeszcze nie wiem czy będę na nie chodzić - robię coś do jedzenia, ale w połowie przerywam i biegnę do łazienki.
- Lou to może być tylko zatrucie...- mówi mama.
- Właśnie tato  - popieram ją i płuczę usta.
- Obie macie mnie za idiotę?
- Nie. Jestem. W ciąży.
- Sprawdź.- Mówi identycznym tonem co ja.
- To ja już wiem po kim ona ma charakter
- Po kimś musiałam. - wywracam oczami.
- No już, sprawdzić mi.- Wprowadza mnie do łazienki.
- Nie mam testu ojciec! - tupię nogą.
- W szafce- krzyczy mama.
- Zajebiście kurwa - kucam do szafki. Stukam palcami w blat i czekam aż pojawi się wynik. Czemu oni są tacy uparci? Mówię nie a ci swoje..Z ulgą patrzę na wynik. Negatywny. I kto miał rację. Wychodzę wystawiając tacie język.
- Ale zawsze masz pewność.
- No mam.
- Zrobiłem wam naleśniki
- Super! - Schodzi Annie i jemy śniadanie. Po południu wraca Niall z Harry'm.
- Ponoć u was jest moja córka.- Ja siedzę na górze, więc tylko to słyszę. Patrzę na Annie.
- Boję się- mówi cicho.
- Wiem - przytulam ją.
- Może twoi rodzice mnie przygarną- próbuje żartować. Całuję ją w czoło.
- Udawajmy że nas nie ma,.
- Wyszły na zakupy- słyszę jak tata kłamie. Jaki on kochany.
- Wiesz kiedy wrócą? Chce ją odebrać.
- Wiesz dziewczyny i zakupy. Może niech zostanie u nas na noc.
- No dobra. Chodź Harry przeżyjesz jeszcze noc.
- Nom, ciekawe czy ty przeżyjesz.
- Bardzo zabawne.- Cicho się śmiejemy z ich rozmowy.
- No a jak. Może wrócimy połowić ryby, czy tam budować ten twój szałas.
- Jaki szałas, dom idioto. Dom.
- Błagam - jęczy tata. - właźcie. Uczcimy że ojcem będę
- Szybko działasz. Cztery tygodnie w domu.
- Widzisz. Ja potrafię. Tylko ty przykładu nie bierz.
- Nie mam już osiemnastu lat. Ty Harry też nie bierz przykładu.
- Ojciec ojca poucza - słyszymy najmłodszego i znów się śmiejemy.
- Ciekawe jak my z tych zakupów wrócimy...- mówię do przyjaciółki
- Nie wiem.  Może ja im po prostu powiem, a później się we trójkę upiją.
- To nie jest dobry pomysł - mówię.  Siada na podłodze chowając się za łóżkiem.
- Jasne do końca życie będę ukrywać się w twoim pokoju.
- Nie. Tylko nie możesz im tak powiedzieć, bo rano gdy wytrzeźwieją będzie gorzej.
- Ja nawet nie wiem jak mam im to powiedzieć. " Hej Harry ojcem będziesz, a ty tatusiu dziadkiem.
- Przynajmniej.
- Ta dobry sposób. Głodna jestem
- Żadna nowość.
- No na serio.- Podaję jej paluszki i piszę sms'a do taty " Przynieś nam coś do jedzenia"
- Zaraz wracam - słyszymy i zaraz ktoś idzie na górę.
- Proszę kanapki.- Tata wchodzi na górę z talerzem kanapek.
- Jaki ty jesteś kochany - obie się uśmiechamy.
- Tak. Annie na razie możesz tu zostać, ale i tak będziesz musiała im powiedzieć.
- A skąd pan wie, że coś musze mówić?
- Jane.
- Eh.. Wiem, że muszę. Ale wie też pan jak zareaguje mój ojciec. Zabije Harry'ego.
- Dlatego powiedz od razu, to schowam Harry'ego
- Chodź - biorę ją za rękę i schodzimy na dół.
- A wy nie na zakupach?- pyta Niall. Siadam na jego kolanach. Obejmuję go za szyję i całuję w usta. Potem patrzę na przyjaciółkę.
- Teraz możesz mówić - mówię.
- O co chodzi?- Tata stoi w pogotowiu.
- No... bo..
Uśmiecham się do niej pokrzepiająco i jeżdżę palcami po karku Nialla. Muszę go uspokajać.
- Bojajestemwciąży.
- Co?- Harry wstaje z kanapy.- Kochanie powtórz tylko wolniej.
- Będziesz ojcem - patrzy na niego.
- Ale jak?... Mówiłaś... O Boże...
- Mercy proszę wstań
- Niall proszę.. - patrzę mu w oczy. - Siedź i się uspokój.
- Tak wyszło. Zapomniałam.- Harry przyciąga ją do siebie.
- Nie jesteś o to zły? - na jej twarzy naprawdę maluje się zaskoczenie, ale i ulga.
- Nie...- Nic więcej nie mówi bo Niall sadza mnie na kanapie i podchodzi do niego. Biedny Harry dostaje w nos. Aż się zachwiał.
- Stop, chwila, spocznij - tata ich rozdziela. - Niall ochłoń.
- Zrobiłbyś to samo na moim miejscu.
- Tak, ale w tym wypadku mam cię uspokajać.
- Ja go zabiję.
- Tato!  - piszczy Ann mając już lód w ręce.
- Ty się lepiej nie odzywaj.
- Przecież to nie było celowe.
- To on powinien być tym odpowiedzialnym.
- Ale to ja nie wzięłam tabletek.
- A ja będę wymiotować - mówię i biegnę do łazienki.
- Nie pozabijać się.- Słyszę tatę.- Córeczko może pojedziemy do lekarza. - Dotyka mojej głowy kiedy się podnoszę.- Jesteś rozpalona, to może być wyrostek.
- Wiem - mówię patrząc na niego. - Naprawdę boli mnie brzuch.
- Chodź. Niall jedziesz z nami.- Wydaje rozkaz. Opieram się na taty ramieniu. Masuję ręką brzuch. Bierze mnie na ręce.- Jedziemy twoim samochodem bo Jane wzięła mój.
- Co się dzieje?
- Albo się przytruła, albo wyrostek. Piłeś?
- Nie przecież. - otwiera auto i pomaga mojemu tacie. Leżę z głową na kolanach taty.  Zamykam oczy czując, że naprawdę zaraz zwymiotuję.
- Jezu jakaś ty blada - mówi.
- Nie gadaj tylko prowadź.
- Strasznie.- Niall parkuje przed szpitalem. Chyba musiał złamać parę przepisów.
- Poradzę sobie - mówię do obydwóch i idę o własnych siłach.
- Uparta- mówi tata
- Jak Tomlinson.
- Szczera prawda.- Siadam w poczekalni. Serio jest mi niedobrze. Pojawia się lekarz. Robią mi podstawowe badania. Lekarz przegląda wyniki a ja robię sobie zastrzyk.
- Wyrostek. Tata miał rację.
- O jezu...
- To nic strasznego- uspokaja mnie.- Godzina zbiegu i zostaną ci trzy małe blizny.
- Marzyłam o bliznach.
- Nie będzie ich widać. To będą takie kropeczki.
- Dobrze, dobrze.
- Wpuszczę na chwilę do ciebie tatę i zaraz cię zabieramy
- Dobrze.- Tata i Niall wchodzi do środka. Krzywię się nic nie mówiąc.
- Moja księżniczka.- Tata całuje mnie w czoło.
- Ale przynajmniej nie usuwają mi na przykład dziecka tatusiu
- Nigdy bym na to nie pozwolił. Za bardzo wiem jak można tęsknić za takim maleństwem.
- Właśnie.
- Nie ważne jak bardzo byłbym zły. Prawda Niall?
- Tak.
- To ja was zostawię na chwilkę.
Tata wychodzi z sali, a ja przytulam się do blondyna, Całuje mnie w czoło, nos i usta.
- Dziadziusiu.
- Nic mi nie mów. Sam siebie nie poznaję.
- Ale będziesz się jeszcze cieszył.  Niall?
- Tak, będę. Najpierw dam sobie w twarz za to co pomyślałem, a później będę się cieszył.- Kręcę głową i wtulam się w niego.
- Weź przekonaj mojego tatę.
- Do czego?
- Do przeprowadzki.
- Będziesz musiała chwilę poczekać.
- Chwilę?
- No z miesiąc, dwa najdłużej do końca października
- No dobra,... - nie drążę. Przychodzi lekarz i zabierają mnie na zabieg Dostaję znieczulenie. Odpływam

piątek, lipca 18

Rozdział 16

 Budzą mnie pocałunki w szyję. Otwieram oczy. Słońce świeci jasno.
- Hej - odwracam się do Nialla z uśmiechem.
- Cześć słoneczko.
- Takie poranki to ja kocham - przekręcam się na klatkę i patrzę na niego.
- Ja też.
- Musimy iść?
- Tak.
- Ucierpiałam na bieliźnie - biorę swoją sukienkę.
- Kupię ci inną
- To nie oto chodzi - śmieję się. - Nie za bardzo lubię mieć niczego pod sobą. Zapniesz?
- Oczywiście. Zaraz pojedziemy do domu i kompletnie się ubierzesz.- Wstajemy i idziemy na dół.
- Poczekaj chwilę muszę jeszcze wziąć fakturę za wynajęcie.- Całuje mnie w usta
- Niall - łapię go za rękę. - To moje urodziny i ja za to zapłacę dobra?
- Nie. Bo nie zgodziłaś się na żaden prezent.
- Ale ty jesteś moim prezentem.
- Dobrze i tak ja zapłacę.
- No i się uparł - wzdycham wydymając wargę.
- Tak uparł się.
- Osioł jesteś, ale cię kocham.- Rozbawiony idzie do biura. Wraca po chwili z kawałkiem papieru. Robi dziwną minę.
- Coo?
- Zapłacone.
- Jak to? - sama się dziwię.
- No właśnie nie wiem.
- A możesz się dowiedzieć przez kogo?
- Tak. Bo jest podpisanie. To była Annie.
- Jakim cudem Annie?
- A ja wiem. To dziecko mnie zaskakuje.
- Matko... Dobra, oddam jej to ale chodźmy już.
Idziemy do jego samochodu. Jedziemy do mnie. Gdy się zatrzymuje pod domem stoi jakieś auto.   Jestem trochę zaskoczona. Wchodzimy razem do środka. Moja mama stoi w salonie przed jakimś mężczyzną. Szklanka potłuczona leży na podłodze.
- Mamo...- Nawet się nie porusza. Stoi tak nadal.  Podchodzę do niej.- Mamo kto to jest?
Kręci głową. Patrzę na mężczyznę. Jest wysokim brunetem. Ma niebiesko-szare oczy jak moje. Patrzę na niego zaszokowana.
- Mercedes - mówi cicho.
- Tak?- Lustruję mnie wzrokiem. Wygląda jakby miał łzy w oczach.
- Jesteś moją córką.
- Mój tata nie żyje
- Powinienem nie żyć. Racja
- Ale jak?
- O Boże - w końcu mama się odzywa. - Mój Louis.- Wpatruje się w niego szklanymi oczami.
- To jest mój tata? - pytam jej. Ale wiem, że to on.
- Tak. - Puszczam dłoń Nialla i podchodzę do ojca.
- Urosłaś od ostatniego razu. W życiu bym cię nie poznał. - Zaczynam płakać. Przytulam się do niego. Całuje mnie po głowie. Nie mogę uwierzyć. On tu jest.
- Nie będę wam przeszkadzał- mówi cicho NIall.- Patrzę na niego. Delikatnie mu macham i wtulam się w tatę
- Jak i dlaczego aż tyle lat?- pyta mama
- Bo byłem w niewoli.
Przytulam się do niego bardziej jakbym miała go znowu stracić
- Nie zostawiaj nas juz
- Nigdy księżniczko.
Uśmiecham się i płaczę. Obie płaczemy przytulając go.
- To był Niall Horan?
- Tak.
- Powie mi któraś, co on u nas robił.- Patrzymy na siebie i na niego.
- Mój chłopak.- Odsuwa się na kilka kroków i zaszokowany siada na kanapie
- Louis, ja też to musiałam zaakceptować.
- Tak- mówi cicho
- Kocham go.
- Nic nie mówię smyku. A wszystkiego najlepszego.- Przytulam go i całuję w policzek.
- Pamiętałeś.
- Tak. Już osiemnaste.
Siadamy wszyscy we trójkę obok siebie. Co chwila rozmawiamy i opowiadamy coś.  Nie mogę w to uwierzyć. Dyskretnie wychodzę z pokoju kiedy rodzice zaczynają okazywać sobie zbyt dużo czułości. Idę na górę do swojego pokoju. Zamykam drzwi i siadam na łóżku biorąc telefon.
" Za słodko się zrobiło. Co robisz sunshine?"
Wysyłam do Nialla.
" Siedzę z córką."
" Jeszcze raz jej podziękuj ode mnie xx. "
" Da się zrobić kochanie"
Uśmiecham się do telefonu. Przeczesuję swoje włosy. To mi tata zrobił prezent...Uznaję, że jestem zmęczona.
"Dobranoc (:"
"Słodkich snów"
Odkładam telefon i idę do łazienki. Biorę kąpiel, a później przebieram się i kładę do łóżka. Zaraz zasypiam.

piątek, lipca 11

Rozdział 15

Stoję w pokoju i nie wiem w co mam się ubrać. Kiedyś Annie tylko o tym gadała, że mi pomoże i w ogóle zabierze na zakupy. Była taka podekscytowana o dziwo moimi urodzinami. Teraz nawet by jej o tym nie wspomniała. Siadam na łóżku obok sukienek.
- Mercy, Annie do ciebie przyszła.
- CO? - dziwię się.
- No przyszłam.- Blondynka staje w progu i lekko się do mnie uśmiecha.- Planowałyśmy tą imprezę odkąd się znamy. Miałam to sobie odpuścić. To dla ciebie... Powinna ci się spodobać.
- Ty żartujesz - jestem w szoku, że przyszła.
- Nie raczej nie. - Podchodzę do niej i przytulam.
- Nie myśl, że to zaakceptowałam. Idź przymierz sukienkę i resztę.
- Jeszcze aż tak głupich nadziei nie mam- mówię wchodząc do łazienki.
Wyciągam sukienkę i komplet jakiejś strasznie skąpej bielizny z pudełka. W środku są jeszcze bardzo wysokie szpilki. Boże, zaszalała.
- A ta bielizna to...? - wychylam się zza drzwi.
- Powinna ci się przydać. Ładna prawda? Powiesz mi czemu tata oglądał ostatnio łóżeczka dziecięce?
- Aa nie wiem. Nie jestem w ciąży.
- To chyba dobrze. Pewnie marzy mu się dzidziuś.
- Tak synek.
- Nieźle. To dziwne o tym rozmawiać w kategoriach moja przyjaciółka i mój tata.
- Domyślam się. - odpowiadam. Idę się ubrać.
- Chodź jeszcze cię pomaluję.
- Ja nawet nie wiem gdzie mam urodziny.
- Bo to niespodzianka. Też muszę przejść się do lekarza- wskazuje na pudełko tabletek.
- No, tylko ty nie zajdź.
- Nie planuję.
Uśmiecham się do niej. Już po godzinie jestem w pełni gotowa. Ona czyni cuda. Dziękuję jej.
idę  Macha mi przed oczami chudą i zawiązuje ją na moich oczach.
- O nie..
- Niespodzianka ma być niespodzianką.- Daję jej się prowadzić. Ale to wariactwo.  Nadal jest moją przyjaciółką więc jej ufam.
- Nic mi nie powiesz?
- Co takiego mam ci powiedzieć? Nie martw się nie wywiozę cię do lasu i nie porzucę.
- Ja już tego dopilnuje- słyszę Harry'ego.
- Kamień z serca.
- Wredna jesteś. Nie wierzyłaś mi.
- Oczywiście, że wierzyłam. Tobie ufam bardziej niż sobie- śmieję się.
- Masz ty szczęście.
- Jesteście zabawne.
- Wiemy- mówimy równo
- Jak siostry.
- Tak. Jesteśmy na miejscu.
- I mogę to zdjąć?
- Jeszcze nie.- Oboje prowadzą mnie po jakiś schodach.
- Teraz możesz kochanie- słyszę Nialla.
Uśmiecham się słysząc jego głos. Jest tu. Zdejmuję chustkę z oczu. Moim oczom ukazuje się masa gości. Ja mam aż tylu znajomych? Nadal nie wiem gdzie jesteśmy. Rozglądam się po sali. Na ścianach wiszą moje rysunki. Otwieram szeroko usta. Moje rysunki, które nie miały ujrzeć światła dziennego. Jestem w szoku. To jest...wow.
- Niespodzianka...
- Jezu... - zakrywam usta
- Wszystkiego najlepszego.
- Boże! dziękuję - rzucam mu się na szyję.
- To Annie wszystko zrobiła.
- Dziękuję - przytulam przyjaciółkę.
- Proszę
- To cudowne.
- Tak. Napracowałam się.
- Ty masz pomysły.
- Milion na minutę - Całuję ją w policzek. To. Jest. Piękne. Uśmiecha się do mnie.
- Tak zdecydowanie najlepsze urodziny.
- Jedyne osiemnaste.
- Tak. Naprawdę dziękuję
- Idę się napić. - Puszczam ją. Znika z Harry’m.
- Nawet z tobą rozmawia.
- Chyba cud - podchodzę do Nialla
- Urodzinowy.
- Tak. Może się odzywać tylko dziś. Potem nie .- całuję go.
- To i tak dużo.
- Tak wiem.
- Tęskniłem za tobą przez te dwa dni.
- Też tęskniłam. Wolę cię mieć przy sobie.
- Już nie będę wyjeżdżać
Trzymam go za szyję i uśmiecham się. Obejmuje mnie w tali i delikatnie całuje. Oddaję pocałunek z uśmiechem. Wszyscy po kolei składają mi życzenia Jestem mega szczęśliwa.
- Wina?- Niall podaje mi kieliszek.
- Tak, legalnie.
- Tak, dlatego dostajesz dobre wino.- Dotykam wargami kieliszka. Tak, zdecydowanie jest to jedno z najlepszych win.
- I jak?
- Świetne - całuję go w policzek.
- To przyniosę ci jeszcze
- Zatańcz ze mną - mówię, gdy moi ...goście się bawią. Ciągnie mnie na środek sali. Obejmuje mnie w tali i prowadzi w rytm spokojnej muzyki. Jak ja dobrze czuję się w jego ramionach. Całuję go w policzek i uśmiecham się promiennie. Okręca mnie i znowu znajduje się w jego ramionach
.- Ślicznie wyglądasz w tej sukience.
- Zasługa twojej córki.
- Już się boję tego co masz pod spodem.
- Oj bój - kiwam głową zagryzając wargę. Całuje mnie delikatnie w usta. Odwzajemniam pocałunek. Po jednej z piosenek Wesley bierze mnie w ramiona. Z nim nie tańczy się tak dobrze. Ale nie mogę odmówić przyjacielowi.
- Ma facet szczęście
- Dlaczego?
- Bo trafiła mu się taka dziewczyna jak ty.
- A jaka ja niby jestem? Ja nawet na niego nie zasługuje
- Zasługujesz.
- Nie.
- Tak. Zwrócę cię bo już tęskni.
- Dobra - uśmiecham się i znów jestem przy Niallu.
- Tęskniłem-  szepcze całując mnie w szyję.
- Ja też kochanie. - mruczę cicho.
- Chętnie bym cię stąd wyciągnął.
- Nie ma sprawy
- to twoje urodziny
- No właśnie. A kto zauważy że mnie nie ma
- Ten kto jeszcze jest trzeźwy
- Mało osób.- Całuje mnie w usta.
- Poczekajmy na tort
- Dobra - uśmiecham się. Jezu o tort to ona się postarała. Był wielki, bo dużo gości.
- To teraz pomyśl życzenie.- Zamykam oczy na chwilę. Myślę o szczęśliwym życiu z Niallem, bo tylko tego chcę. Zdmuchuję świeczki i rozlegają się brawa. Dostaję największy kawałek, ale dzielę się nim z Niallem.
- Chodź tu - przyciągam go za koszulę i dotykam wargami kącika jego ust.
Jestem już lekko pijana, ale to jego wina. Ona mi dostarczał te pyszne wino i jeszcze szampan. Zdecydowanie szampan źle na mnie działa.
- Więcej nie piję - uprzedzam.
- Dobrze. Nie karzę ci.- Siedzę na jego kolanach.
- Naprawdę nie możemy się wymknąć? - jeżdżę palcami po jego policzku.
- A gdzie chcesz się wymknąć?
- Chociażby do domu - całuję go w usta.
- Chodź mam jeszcze jedną niespodziankę. - Ciągnie mnie schodami na samą górę. Wchodzimy na sam dach. Wszędzie stoją świeczki. Porozkładane są poduszki i koce. Uśmiecham się patrząc na to wszystko. Czemu to jest takie cudowne. Czemu on jest taki cudowny. Przecież ja mam wielkie szczęście, że mnie chce.
- I jak?
- Pięknie - biorę go za rękę.
- Miałem nadzieję, że ci się spodoba.
Przysuwam się do niego i składam pocałunek na ustach blondyna. Obejmuje mnie w tali. Delikatnie jakbym była z porcelany. Kładę dłoń na jego karku. Przesuwam delikatnie palcami. Pogłębia nasz pocałunek.
- A kochałeś się na dachu?- szepczę.
- Raczej nie.
- A chciałbyś?
- Z tobą? Wszędzie.
Idziemy na koc. Ciągle się całujemy. Delikatnie układa mnie przed sobą. Składa pocałunki na mojej szyi. Nigdzie się nie śpieszymy. Powoli zaczynam rozpinać jego błękitną koszulę. Przejeżdżam dłońmi po jego ramionach. Są takie silne. Dają mi bezpieczeństwo. Zsuwam materiał obdarowując jego obojczyk i tors pocałunkami. Rozpina zamek mojej sukienki i ściąga mi ją przez głowę. Zostaję w tej bardzo skąpej bieliźnie. Niall przygląda się mi.
- To kupiła moja córka?
- To kupiła twoja córka.
- Mniej to już by było bez tej koronki.
- Tak - śmieję się. Całuje mnie w usta.
- Raczej ona nam się nie przyda.- Chwilę męczy się z zapięciem od stanika w końcu koronka pęka.- Ups...
- A taka ładna była - uśmiecham się mrugając do niego.
- Kupię ci drugą
- Dobrze - zaczynam rozpinać jego spodnie
Leżę pod nim naga. Niall niespiesznie całuje mnie w usta. Przesuwam rękoma po jego plecach. Jedną nogą oplatam go w pasie. Delikatnie we mnie wchodzi namiętnie mnie przy tym całując.
- Kocham cię - sapię mu w usta
- Ja ciebie też.- Dochodzę równo z nim. Leżę wtulona w jego pierś. Patrzę w niebo pełne gwiazd. Nie może być lepiej. Niall bawi się moimi palcami.
- Chcę dziecka - mówię pewna tych słów.
- Słucham?
- Chcę dziecka z tobą - całuję go w szyję.
- W tym momencie?
- Nawet w tym.
- Tak jeszcze porwę cię do Vegas i weźmiemy szybki ślub.
- Niall, no serio. - patrzę mu w oczy. - Chcę mieć takiego maluszka podobnego do ciebie.
- Kochanie jesteś w liceum. Matura...
- Będę chodzić do szkoły, zdam maturę tak abyś był ze mnie dumny. Pójdę później na Akademię.
- To nieodpowiedzialne.- Wzdycham i znów go całuję.
- Jak chcesz - mówię i przytulam się.
- Poczekajmy.
- okay.- Całuje mnie w czoło. Nie jestem zadowolona z jego decyzji. Ale jak nie chce, to nie. Poczekam. Albo wpadniemy, ale to mało prawdopodobne. Zamykam oczy i czuję że zasnę. Odpływam.

piątek, lipca 4

Rozdział 14

Niall dzisiaj ma tą rozprawę. Cały dzień chodzę zdenerwowana po domu. Chcę, żeby wszystko poszło po jego myśli. Żeby wrócił do mnie wolny. Biorę książkę do ręki i próbuję się na niej skupić jakoś mi nie wychodzi. Biorę swoją torebkę i klucze do auta. Jadę prosto do mieszkania NIalla. Tam na niego poczekam. Zdenerwowana rysuję. Są to postacie mroczne. Z twarzami o złych emocjach. W końcu drzwi się otwierając. Patrzę na Nialla, z którego miny nie można nic odczytać. Podchodzę szybko do niego. Bierze mnie w ramiona i podnosi do góry. Oplatam nogami jego pas. Patrzę mu w oczy trzymając go za szyję.
- Ii?
- Cieszę się wolnością.
- Aa - wpijam się w jego usta.- Zachłannie oddaje moja pocałunki. Uśmiecham się ciągle. Zaczynam rozpinać mu koszule.
- Szybka jesteś- śmieje się
- Niecierpliwa. Wiesz jak ja się denerwowałam?
- Ja też. Ale Amelia się nie pojawiła. Sędzia dał mi rozwód od ręki.
- Chyba jej nie zależało. - mówię.
- Wcale mnie to nie interesuj
- Jak ja cię kocham
- Też cię kocham, bardzo.
Całuję go w usta. Idziemy na sofę Sadza mnie na swoje kolana. Ciągle się uśmiecham.
- Mój skarb.
- Tylko twój.
- Już zawsze.
- Zawsze.- Całuję go w usta. On mnie do siebie tuli. Jest mi tak dobrze. Po jakiejś godzinie leżymy na sofie pod kocem.  Niall jeździ dłonią po moich plecach.Ja rysuję wzorki na jego klacie. Mam okropnie dobry humor. Wszystko się układa. Słyszymy otwieranie drzwi, ale żadne z nas się nie podnosi. Zamykam oczy obejmując go ręką w pasie.
- Ooo...- słyszymy Annie.
- Cześć  - mówi Niall.
- Chyba mogłabym sobie darować takie widoki.
- Nie moja wina, że niespodziewanie przyszłaś- jeszcze bardziej nasuwa koc i całuje mnie we włosy. - Co się stało?
- Chciałam się tylko zapytać, czy mogę jechać z Harry'm
- Gdzie?
- Do Nowego Jorku. To tylko tydzień tato.
- Masz szkolę.
- Jest już początek czerwca. Wszystko mam zaliczone.
- To jedź. Tylko uważaj.
- Dziękuję. Ee... to cześć.
- Miłego tygodnia.
- Tak... no dzięki.- Śmieję się cicho gdy ona wychodzi.
cicho
- Ale ona miała minę.- Mówi Niall całując mnie w usta.
- wiem, widziałam - oddaję pocałunek pogłębiając go. Sadza mnie na swoich biodrach.
- Co robisz w wakacje?
- Mam warsztaty plastyczne.
- Aaa... Nie no fajnie
- Teraz tak myślę, że sto razy bardziej wolałabym spędzić je z tobą - całuję go w usta i pociągam za dolną wargę.
- Też chciałbym je spędzić z tobą.
- coś wymyślimy - przesuwam rękę po torsie niżej.
- Musimy.
- Tak  - dotykam jego członka. Całuje mnie zachłannie w usta. Rozchylam lekko usta. Uwielbiam te namiętne pocałunki. Uwielbiam jego usta.
- Ty za rok masz maturę?
- Tak.
- Aha. Okay.
- A co?
- Nic. Zastanawiałem się kiedy ze mną zamieszkasz i nad naszym synkiem.- Powoli we mnie wchodzi. Otwieram usta wzdychając.
- Wszystko zależy od ciebie..
- Nie zrobię ci dziecka kiedy nadal się uczysz.
- I tak bym zdała.
- To nieodpowiedzialne.- Porusza się we mnie jeszcze szybciej. Opieram ręce o jego tors. Matko...Zamykam oczy jęcząc głośno.
- Ale chcę...ah...z tobą mieszkać
- Nie widzę żadnych przeszkód.
- Ale Ann może widzieć
- Ann praktycznie mieszka u Harry'ego, a ja tutaj.
- Nie każ mi teraz rozmawiać człowieku - uderza o mój najczulszy punkt.
- Oczywiście kochanie.- Gdy dochodzę krzyczę jego imię. Leżę z głową na jego klatce. Trzyma mnie mocno w ramionach.
- Jeszcze tylko tydzień...
- Tylko.
- A gdyby nie wyszedł synek?
- Też bym się cieszył
- Mam najcudowniejszego chłopaka - łączę nasze usta.

- No mam nadzieję.